Zastanawiało mnie ostatnio, gdzie się podziały filmowe kobiety z charakterem, takie, którym to nikt nie podskoczy - a jak już podskoczy - to pożałuje. Niby większość bohaterek (szczególnie kina akcji) kreuje się teraz na "twarde" babki, ale każda musi mieć super tyłek i niezniszczalny makijaż, bo przecież taka pani "z jajami" nie może zatracić kobiecości.
A ja się pytam: gdzie się podziały prawdziwe twardzielki? Takie jak Sigourney Weaver w "Obcym" albo Linda Hamilton w "Terminatorze 2". Nie plastikowe lale z niezmiennym, zaciętym grymasem na idealnej buzi, tylko te z charakterem, z emocjami, z własną historią do opowiedzenia.
Na szczęście jest jeszcze Hilary Swank - kobieta, której uroda ani nie przeszkadza ani nie pomaga w odtwarzaniu roli. Nieważne, czy wciela się w nieustraszoną policjantkę z mrocznego kryminału czy też w młodą wdowę z melodramatu - jej bohaterka to zawsze kobieta z krwi i kości.