Co mogę o Nim napisać...
Bardzo długo go nie lubiłam(nie oglądając przy tym żadnego jego filmu),wydawało mi się,że uznano go za idola,bo zginął młodo.A brzmiało to banalnie.Jednak gdzieś 4,5 roku temu skusiłam się na obejrzenie jego ostatniego filmu 'Olbrzym'-gdzie grał u boku Taylorki.O ile film wydaje się być trochę nudnawy i staroświecki(choć ogólnie jest b.dobry) o tyle rola Deana to prawdziwy majstersztyk.Zrobił na mnie gigantyczne wrażenie-jeszcze nie widziałam aktora tak szczerego i prawdziwego w swojej grze,jak on.W miesiąc potem zobaczyłam 'Buntownika bez powodu' a na końcu-mój ulubiony-'Na wschód od Edenu'.Wydaje mi się,że w każdym z nich był jednakowo wielki-te filmy,głównie dzięki niemu zaliczane są dziś do kalsyki.Dziś wydaje mi się,że Dean jest aktorem wszech-czasów i może rzeczywiście by go za takiego uznano,gdyby nie nagła i przedwczesna śmierć.Dzięki niej(przez nią) stał się przede wszystkim legendą,podstawową ikoną kina.Dla mnie to głównie świetny aktor-którego gra: bardzo naturalna i przekonywująca nawet po latach robi wrażenie.Myślę,że-dla mnie-z postaci kina on jest w I lidze.I mam nadzieję,że zawsze będzie pamiętany.