james dean pomimo uplywu lat do dzisiaj fascynuje coraz to nowych ludzi.pomimo ze w swojej karierze zagral tylko w 3 duzych filmach,stal sie legenda kina do czego bardzo przyczynila sie jego tragiczna,przedwczesna smierc.mysle ze to byl po prostu wypadek i nie byla to niczyja wina,po prostu fatalny zbieg okolicznosci.spekulacje na temat orientacji biseksualnej nie maja dla mnie zadnego znaczenia.bez wzgledu na wszystko to swietny aktor.podoba sie zaruwno mezczyznom jak i kobietom.jest uniwersalny,laczy w sobie najlepsze cechy meskie i kobiece.wtapia sie i uzupelnia ze swoimi rolami filmowymi niemal idealnie,w duzej mierze byl taki jak na ekranie.zagubiony poszukujacy uczucia,zbuntowany,czasami nawet niesmialy.na ekranie byl jednoczesnie meski i kobiecy(wrazliwosc,tworzyl bohatera potrafiacego sie przyznac do slabosci,placzacego,uczuciowego,a z drugiej strony zbuntowanego,walczacego,niepogodzonego,odwaznego).lubil improwizowac na planie,nie czytal dokladnie scenariusza,duzo z siebie dodawal do scenariusza.niesamowite sa tez jego wczesne wystepy w teatrze telewiozji i malych sztukach.juz wtedy zdecydowanie sie wyruznia gra,pelna improwizacji,polotu,jest to zapowiedz jego puzniejszych sukcesuw.uwazam ze najlepiej zagral w filmach"na wschud od edenu",i w "buntowniku bez powodu".w latach 50 tych byl symbolem buntu mlodego pokolenia(podobnie jak marlon brando).jego najwieksza miloscia byla pier angeli,wloska aktorka ktura wiele lat puzniej popelnila samobujstwo piszac w liscie pozegnalnym ze nie moze zyc bez deana i ze byl miloscia jej zycia.rodzice angeli byli przeciwni ich zwiazkowi.james to dla mnie kultowy aktor,jeden z najlepszych po 2 wojnie swiatowej,wybitna indiwidualnosc,aktor charakterystyczny.nigdy nie zapomne sceny kiedy czyta biblie celowo przerywajac,albo muwi "odchodze z pracy "wiedzac ze i tak go zwolnia.