Człowiek umarł, stało się, pełne spektrum odczuć z tym związanych, pewnie jedni się cieszą, inni "płaczą po nocach". Wszystko zrozumiałe, świat kręci się dalej. Ale niech ktoś wytłumaczy mi, jaki jest sens podwyższania aktorowi średniej? O ile jestem zrozumieć pośmiertne awansy ludzi ginących na służbie, których misją była pomoc społeczeństwu, to klinięcie 10tki jest dla mnie równie żałosne jak [*]. Ani mu to chwały nie przyniesie, ani rodzinie nie da poczucia dumy. Dajcie spokój.