W "Majce" miał rolę bezbarwnej i sztucznej postaci, co raczej zatrzymało jego rozwój, jeśli chodzi o grę aktorską. Natomiast w "Lini Życia" jako ucieleśnienie zła i zionący ninawiścią "Skur**iel", zagrał bardzo przyzwoicie, świetnie wczuł się w role, grał bardzo przekonywująco i naturalnie, ani trochę nie przypominał siebie, jako człowieka, którym jest na codzień, a moim zdaniem świadczy to o niebywałym talencie.