Wczoraj odeszła z tego świata kobieta, której 5 oktawowy głos od zawsze był nie z tego świata. Jedna z największych wokalistek jakie stąpały po ziemi, jedna z najpiękniejszych i najbardziej utalentowanych kobiet w przemyśle muzycznym. U mnie od zawsze na podium ulubionych piosenkarek i z oceną 10/10.
Whitney była dla mnie właścicielką najlepszego głosu ever (mówię tu nie tylko o wokalistkach, ale o wszystkich piosenkarzach), a zdecydowanie najmocniejszy. Wiele jej utworów było prawdziwymi hitami, ale miała też kilka świetnych, mniej znanych kawałków. W swojej karierze sprzedała ponad 170 milionów płyt (dla porównania, obecnie jedna z najpopularniejszych piosenkarek - JLo sprzedała zaledwie 40 mln), a "I Will Always Love You" w jej wykonaniu do dziś jest szóstą najpopularniejszą piosenką wszech czasów (pierwszą, wykonywaną przez kobietę).
Moje ulubione utwory Whitney to (w kolejności od najlepszego, choć trudną rzeczą jest rozstrzygnąć, które z jej piosenek są lepsze, a które słabsze): "I have Nothing", "I will Always Love You", "One Moment In Time", "I Wanna Dance With Somebody", "Where Do Broken Hearts Go", "Saving All My Love For You", "Run To You"...
Mimo jej burzliwego i kontrowersyjnego życia osobistego, jest to dla mnie strata na miarę Michaela Jacksona.
R.I.P. and I Will Always Love You Whitney... [*]