Daję na końcu pytajnik, choć w sumie chyba jestem co do tego przekonany. Liczę autorów ze starej polskiej szkoły, czyli tych do lat dziewięćdziesiątych. No bo kto? Polańskiego jednak traktuję jako reżysera światowego. Kieślowski nie do końca łapie się w widełki, bo jednak wypłynął już w latach osiemdziesiątych, na przełomie zmian ustrojowych robił koprodukcje zagraniczne, ale OK, jeśli go liczyć, to może być poważnym konkurentem Hasa.
Lećmy dalej nazwiskami. Konwicki? Raz wielkie "Salto", a potem już nie tyle że nie doszedł do tego poziomu, to jeszcze bywał mocno nierówny. Zdecydowanie lepszy pisarz. Kawalerowicz? Trochę za zimny, nieraz brakowało emocji w jego filmach i choć prezentował zawsze wielkie zawodowstwo, to też nie był równy i czasem wybierał albo pisał słabsze scenariusze. Wajda? Ja mam zawsze z nim problem, cenię oczywiście, lecz dla mnie to nie ta półka, żeby rozważać go pod najwyższe miejsce. Majewski? Odważnie stawiał na gatunek, za co brawo, ale też nie te progi. Bareja? Nie znam, ale czytałem, że warsztat to tam za dobry nie był, nadrabiał tekstami. Koterski? Najlepsze rzeczy robił już w nowszych czasach. No i kto jeszcze? Mogłem kogoś pominąć z zapomnienia albo z małych horyzontów wiedzy filmowej, to napiszcie jakby co.
Tak czy siak dla mnie Wojciech Jerzy Has otrzymuje to zaszczytne miano. Bo nawet jeśli nie powtórzył sukcesu "Sanatorium pod klepsydrą", to poza tym filmem ma w dorobku rzeczy bardzo dobre ("Pętla", "Rękopis") i dobre, nigdy nie spadł ponizj poziomu 7, co czyni go niezwykle równym autorem i zawsze zachowującym wysoki poziom warsztatu (jeszcze muszę "Lalkę" obejrzeć, ale jakoś dziwnie nie boję się o jakość tego filmu).
dla mnie Has był zawsze obok. Nie wadził się z polskością, o Polskę, niczego nie rozliczał - chociaż przecież Sanatorium pod klepsydrą jest też o Holocauście. Za to, tworzył najbardziej uniwersalne dzieła, które nawet po tylu latach niespecjalnie się starzeją (oczywiście, widać w nich problemy epoki, ale współczesny widz nie potrzebuje lekcji historii, żeby się nimi cieszyć). Polską szkołę filmową zawsze dla mnie najlepiej uosabiał Andrzej Munk, chociaż to Wajda nakręcił jej najważniejsze tytuły. Has w tym całym dyskursie jest po prostu w jakiejś bocznej odnodze, co nie znaczy, ze nie był najciekawszym reżyserem nurtu - był, chociaż chyba bardziej wtedy, kiedy odrzucił ten pozorny realizm. Ale raczej nie był kimś, kto PSF określał, czy byłby reprezentatywny dla całego nurtu