Ulepiona z tych resztek opowieść jest niespójna i niestrawna, a kwaśne dowcipasy sprawiają, że dotrwanie do końca seansu staje się wyzwaniem trudniejszym niż rozwiązanie krzyżówki o kształcie
Po seansie takich filmów, jak "Wszystko o Stevenie", głowę wypełniają chmurne myśli, a usta same składają się do niecenzuralnych słów. Jeśli obejrzeliście go w kinie, dalsza lektura recenzji nie ma sensu. Jeśli go przegapiliście, a wierzycie tylko w przypadek, zróbcie sobie dyspensę i potraktujcie to jak błysk przeznaczenia. "W życiu jak w krzyżówkach. Jedne dni są łatwiejsze, inne trudniejsze" – mawia bohaterka debiutanckiego obrazu Phila Trailla. Wciśnijcie "Play", a gwarantuję Wam, że ten dzień będzie trudniejszy.
Mary (Sandra Bullock) uczyniła z maksymy o krzyżówkach egzystencjalne credo. Na co dzień pracuje w lokalnej gazecie jako szaradzistka. Jest ambitna (w pracy inspiruje się dokonaniami kolegów z New York Timesa), inteligentna (o czym lubi zapewniać widza i czemu ustawicznie przeczą jej działania), atrakcyjna (jeśli pociągają Was czerwone kozaczki, pstrokate koszulki i tlenione włoski) i oczywiście – ekstrawagancka. Owa ekstrawagancja, osobowościowa dominanta Mary, została odmalowana w zgodzie z purytańskimi wyobrażeniami Hollywood. Prawie czterdziestoletnia bohaterka myśli więc jak dziecko, cieszy się jak kundelek i trajkocze jak nakręcana zabawka. Tytułowego przystojniaka, operatora Stevena (Bradley Cooper, aktor typu "charyzmę ukryłem w trzydniowym zaroście", tutaj niestety gładko ogolony), który po jednej randce ma serdecznie dość żywiołowej Mary, czeka nie lada horror: błędnie interpretująca większość sygnałów z planety Ziemia kobieta wyrusza jego śladem w podróż po zapadłych dziurach Ameryki.
Ostatecznie Mary, Steven oraz jego przygłupi kolega-reporter kończą na śmietniku niespełnionych ambicji reżysera. Wśród tych filmowych odpadków znajdziemy prawdziwe perełki: a to kadłubek satyry na telewizję, to znów strzępki kina drogi, skrawki komedii absurdu i śmichy-chichy z prowincjonalnej mentalności. Ulepiona z tych resztek opowieść jest niespójna i niestrawna, a kwaśne dowcipasy sprawiają, że dotrwanie do końca seansu staje się wyzwaniem trudniejszym niż rozwiązanie krzyżówki o kształcie szynszyli jedzącej spaghetti. Ocenianie strony aktorskiej to również zadanie ponad moje siły. Jest w grze Bullock rodzaj świadomej karykatury, Cooper tasuje do znudzenia kilkoma uwodzicielskimi minami, Haden Church ma uprasowaną koszulę i wymiętoloną twarz. Ich wspólny teatrzyk nie śmieszy, raczej tumani, przestrasza. Bywa mdły i nijaki, lecz najczęściej jest po prostu żenujący. Pamiętajcie, z kinem (domowym) jak z krzyżówkami – czasem lepiej wstać z fotela i wyjść na spacer. Zwłaszcza, że wydanie DVD jest równie ubogie co szaradzistka Mary.
Michał Walkiewicz - krytyk filmowy, dziennikarz, absolwent filmoznawstwa UAM w Poznaniu. Laureat dwóch nagród PISF (2015, 2017) oraz zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008). Stały... przejdź do profilu