Recenzja filmu

Fruitvale (2013)
Ryan Coogler

Święty ze stacji Fruitvale

"Fruitvale Station" przypomina więc magiel, który ma za zadanie wycisnąć z widzów łzy wzruszenia. Bohaterowie są tu tylko pionkami mającymi bardzo konkretne zadania do wykonania. Można się
Wielki wygrany festiwalu w Sundance okazuje się wielką stratą czasu. Choć niestety znajdzie się sporo osób, które się ze mną nie zgodzą. Problem z "Fruitvale Station" polega na tym, że ważny temat nie przełożył się na równie ważny film. Reżyser na siłę próbuje wybielić bohatera, byśmy byli jeszcze bardziej wstrząśnięci tragicznymi wydarzeniami. Tymczasem wydarzenia z sylwestra 2008 roku nie potrzebują podpimpowywania. Robią wrażenie przez sam fakt swego zaistnienia.

"Fruitvale Station" opowiada o wydarzeniach, które miały miejsce naprawdę. Kilka lat temu na stacji Fruitvale, w nocy z 31 grudnia na 1 stycznia, doszło do zatrzymania kilku osób podejrzanych o udział w bójce. Podczas akcji jeden z zatrzymanych, skuty i bezbronny, został śmiertelnie postrzelony. Zdarzenie zostało nagrane przez świadków komórkami i wideo wypuszczono do sieci, czego efektem była fala usprawiedliwionego oburzenia. Reżyser, Ryan Coogler, postanowił zrekonstruować ostatnie 24 godziny z życia ofiary tamtych tragicznych wydarzeń.

22-letni Oscar Grant to człowiek święty. Owszem, kiedyś był grzesznikiem, ale teraz to już tylko wspomnienie. Oscar został kochającym ojcem, zastanawia się nad ożenkiem, martwi się o pracę, ale znajduje czas, by pomóc obcej dziewczynie w zakupach. To, że jest biała, a on czarny, nie jest przypadkowe. Zresztą nie jest ona ostatnią białą osobą, wobec której Oscar zachowa się bardzo porządnie. Jest to o tyle istotne, że to właśnie biały policjant go zastrzeli. Oscar Grant jest więc dobry, szlachetny, niewinny... i czarny. Budując taką kombinację, Coogler chce mieć pewność, że widz nie pozostanie obojętny, że będzie poruszony wielką niesprawiedliwością, jaka spotkała Oscara Granta. Tylko że w ten sposób to właśnie Coogler wyrządza mu największą krzywdę. Zresztą nie tylko Grantowi. Tworząc bowiem tak krystaliczną postać, mówi nam, że pozbawione powodów zabijanie bezbronnego, który nie był szlachetnym i życzliwym człowiekiem, nie powinno wywoływać oburzenia.

"Fruitvale Station" przypomina więc magiel, który ma za zadanie wycisnąć z widzów łzy wzruszenia. Bohaterowie są tu tylko pionkami mającymi bardzo konkretne zadania do wykonania. Można się więc dziwić, że Coogler zadał sobie trud, by zaangażować dobrych aktorów. W końcu równie dobrze mógł się nie wysilać. Na szczęście Michael B. Jordan i Octavia Spencer potraktowali swoje role poważnie. Dzięki temu obraz broni się aktorstwem, a wspomniana dwójka zasługuje na pochwały za dzielną obronę artystycznych wartości. Nie jest to obrona do końca udana. Ale cóż, reżyser miał inną wizję i nam pozostaje ją albo przyjąć, albo odrzucić. Ja sugeruję jednak tę drugą opcję.
1 10
Moja ocena:
5
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones