Recenzja filmu

Boska Florence (2016)
Stephen Frears
Meryl Streep
Hugh Grant

Boska Komedia Frearsa

Film Stephena Frearsa nie jest zwykłą biografią. Nie jest to też komedia ani dramat. "Boska Florence" to ciekawa mieszanka różnych stylów i tematów.
Postać Florence Foster Jenkins została już przypomniana w 2005 roku za sprawą sztuki Petera Quiltera. Jednak dopiero teraz śpiewaczka ta doczekała się własnego filmu biograficznego. Czy aby na pewno "Boska Florence" to biografia? Czy Meryl Streep w dalszym ciągu zachwyca publiczność oryginalnością swoich występów? Czy warto zobaczyć ten film, czy z góry skazać go na niepowodzenie?

Florence Jenkins (Meryl Streep) uwielbia kulturę. Swoje pieniądze przeznacza na finansowanie teatrów, jest mecenaską sztuki, chodzi do opery, sama występuje jako aktorka u boku swojego męża – recytatora. Pewnego razu zauroczona występem śpiewaczki w operze, postanawia ponownie wziąć lekcje śpiewu. Zatrudnia pianistę i kompozytora – Cosme’a McMoona (Simon Helberg). Nauczyciel śpiewu i mąż Florence (Hugh Grant) są nią zachwyceni. Zupełnie inną reakcję okazuje Cosme, który jako jedyny słyszy, jak okropną śpiewaczką jest Florence. Jednak ta, marząca o wielkiej karierze, organizuje koncert. Jak się okazuje – koncert to dopiero początek jej przygody.



Film Stephena Frearsa to nie jest zwykła biografia. Nie jest to też komedia ani dramat. "Boska Florence" to ciekawa mieszanka różnych stylów i tematów. Głównym wątkiem, wokół którego zbudowano fabułę, jest kariera Florence i jej brak talentu. To typowy wątek komediowy wykorzystujący komizm postaci, w którą wciela się Streep oraz postaci Helberga. Kolejnym wątkiem jest życie prywatne śpiewaczki, która cierpi z powodu choroby. Boi się również o relacje ze swoim mężem. Małżeństwo nie mieszka ze sobą, a to, co wyprawia St. Clair Bayfield, czyli mąż madame Florence, stanowi trzeci wątek. Wszystkie wątki wspaniale się ze sobą krzyżują i przeplatają. Jednak to nie scenariusz jest najmocniejszym aspektem tej produkcji.

"Boska Florence" to przede wszystkim aktorzy. Meryl Streep w roli ciepłej i wielkodusznej staruszki wspięła się ponownie na wyżyny. Sceny komediowe zagrane zostały przez nią niezwykle lekko i naturalnie. Z drugiej strony Meryl Streep wykreowała Florence jako kobietę zmartwioną, czasami zagubioną. Wielkie uznanie za subtelny sposób, w jaki artystka przechodziła ze scen komediowych w sceny refleksyjne. Kolejną świetnie rozpisaną postacią jest postać St Claira Bayfielda. Hugh Grant zachwyca swoim urokiem osobistym, opiekuńczym nastawieniem do żony, ale jest to tak naprawdę postać bardzo ludzka. Ma swoje tajemnice, o których lepiej, by Florence nie wiedziała. Do mistrzowskiej obsady zalicza się również Simon Helberg, którego gra mimiką twarzy powinna być prezentowana studentom aktorstwa. Aktor stworzył postać niezwykle sympatyczną. To jednak postać, która wydaje się być ozdobnikiem filmu. Nie ma wiele kwestii, a jego obecność w niektórych scenach jest trochę wymuszona.



Oprócz kilku wymuszonych obecności McMoona na ekranie, scenariusz prezentuje się raczej dobrze. Pracował nad nim Nicholas Martin, dotychczas scenarzysta seriali. Filmowi nadał kształt biografii, ale wypełnił go komedią i dramatem. Sprawia to ciekawe wrażenie, gdyż nie sposób się nudzić w czasie seansu, co niestety jest częstą cechą innych biografii.

Akcja filmu dzieje się w latach 40. poprzedniego stulecia. Powoduje to obecność przepięknych kostiumów oraz wyrafinowanych fryzur. Wysoki status społeczny Florence przyczynia się z kolei do pięknych wnętrz w jej domu. W połączeniu z niewymagającym montażem, który przywodzi na myśl kino lat 50., oraz z innymi zabiegami artystycznymi, jak chociażby nad wyraz grubymi i wielkimi literami w czołówce, widz czuje cały niezwykły klimat ubiegłej epoki. Całość zamyka niezwykła muzyka Alexandre Desplata, która nadaje dynamiczności oraz dodatkowo wzmacnia klimat epoki. Miejscami można odnieść wrażenie, że ogląda się spektakl teatralny.

Czy film posiada swoje złe strony? Spodziewałem się lepszych zdjęć. Były poprawne, niewyróżniające się. Myślałem również, że twórcy pokuszą się o zadziwiające kolory i zaprezentują pastelowe tonacje albo wybiorą centralny sposób kadrowania czy też symetralną scenografię. Myślę, że pasowałoby to do świata Florence. Oprócz tego brakowało w scenariuszu momentu kulminacyjnego, a także początku historii. Film wydaje się być pewnym okresem wyjętym z życia śpiewaczki. Uważam, że film jest bardzo dobry, ale mógłby być lepszy. Najbardziej razi chyba wykorzystanie powszechnie używanych metod we wszystkich aspektach produkcji. Twórcy nie zaskoczą nas nowatorskimi zdjęciami, montażem czy zupełnie niespotykaną scenografią. Wszystkie te aspekty będą poprawnie zaprezentowane, czasami nawet bardzo dobre przygotowane, ale trudno uważać film za coś więcej niż w rzeczywistości jest, czyli komedią nakręconą w dobrym stylu, z gwiazdorską obsadą i ciekawą fabułą.



Mimo to z całego serca polecam ten film. Obsada, kostiumy i fryzury zachwycają. Film bawi, miejscami wzrusza. Ogląda się go niezwykle przyjemnie, a drobne mankamenty w żaden sposób nie psują odbioru produkcji. Cały film można opisać jednym słowem: sympatyczny. Bo taka jest Florence i jej boski świat.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Cienka granica dzieli empatię od litości, a Florence Foster Jenkins od blisko stulecia jest popkulturowym... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones