Recenzja filmu

Boy (2010)
Taika Waititi
James Rolleston
Te Aho Aho Eketone-Whitu

Chłopięcy świat

W formule familijnego obrazu Waititi mieści bowiem elementy komedii, poruszającego dramatu, kina społecznego i inicjacyjnego. Wszystko to w formie lekkiej, łudząco przyjemnej i zarazem
Choć statystycznemu polskiemu kinomanowi nazwisko Taiki Waititiego nie mówi jeszcze zbyt wiele, wkrótce może się to zmienić. Nowozelandzki reżyser usilnie pracuje na to, by już niedługo stać się dla swej narodowej kinematografii postacią równie ważną co Peter Jackson, Jane Campion (którzy dziś grają w innej filmowej lidze) oraz Lee Tamahori. Młody reżyser dał się nam poznać dwa lata temu, kiedy na polskich ekranach gościł jego "Orzeł kontra rekin", urokliwa opowieść o dwójce nieudaczników czekających na miłosną prosperity. O tym, że Waititi ma niezwykłe wyczucie tragikomizmu, przekonuje także jego najnowszy obraz, zabawny i dojmująco smutny "Boy".

Boy (James Rolleston) ma jedenaście lat. Wraz z Rockym (Te Aho Aho Eketone-Whitu), swym młodszym bratem mieszka pod opieką babci. Mama zmarła podczas porodu Rocky'ego, a ojciec (Taika Waititi) siedzi w więzieniu. Otaczająca ich rzeczywistość nie jest zbyt różowa – w prowincjonalnej dziurze nie dzieje się nic ciekawego, a dzieci bądź to włóczą się po okolicznych plażach, bądź też pomagają rodzicom w codziennych obowiązkach, co w ich przypadku oznacza zrywanie dojrzałych liści konopi z nielegalnych narkotykowych hodowli. Aby choć na moment wyrwać się ze smutnej codzienności, Boy i jego młodszy brat uciekają w marzenia. Rocky święcie wierzy, że posiada supermoce, zaś Boy chce być jak Michael Jackson lub też – jak ich ojciec, wyidealizowany i zmitologizowany przez młodego chłopca. Wkrótce Boy przekona się jednak, że marzenia nijak mają się do rzeczywistości – kiedy jego ojciec opuści więzienne mury, okaże się niespełnionym gangsterem i żałosnym życiowym nieudacznikiem.

Taika Waititi ma spory reżyserski talent. Już jego pełnometrażowy debiut "Orzeł kontra rekin" trafił do głównego konkursu kultowego Sundance Film Festival. To samo wyróżnienie otrzymał także jego drugi obraz – "Boy", film, który pokazuje, że Waititi szybko uczy się kina, wie, jak wykorzystywać zgrane fabularne schematy, jak je przełamywać i tworzyć w ten sposób nową jakość. Jego "Boy" jest w tym względzie filmem znakomitym – w formule familijnego obrazu Waititi mieści bowiem elementy komedii, poruszającego dramatu, kina społecznego i inicjacyjnego. Wszystko to w formie lekkiej, łudząco przyjemnej i zarazem dosadnej. Zwiewna komedyjka nowozelandzkiego reżysera w finale okazuje się bowiem filmem poruszającym – opowieścią o straconych marzeniach, o iluzji, którą żywimy, by oddalać od siebie smutną stronę codzienności. Młodziutki Boy wciąż na nowo uczy się marzyć – mimo kolejnych rozczarowań podsyca w sobie nadzieję. W interpretacji zdolnego Jamesa Rollestona okazuje się postacią donkiszotowską, piękną i smutną zarazem.  
1 10 6
Rocznik '83. Krytyk filmowy i literacki, dziennikarz. Ukończył filmoznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Współpracownik "Tygodnika Powszechnego" i miesięcznika "Film". Publikował m.in. w... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones