"The Room" to jak jazda na rowerze. Tego się nie zapomina. A szkoda. Nie polecam tego filmu nikomu, nawet mojemu najgorszemu wrogowi. Po prostu już gorzej być nie mogło.
Co można zrobić z budżetem 6 milionów dolarów? Można wyprodukować małą superprodukcję z gwiazdorską obsadą i świetnymi efektami specjalnymi. Można również wyprodukować wielką chałę z beznadziejnymi aktorzynami, okropnym scenariuszem i wołającą o pomstę do nieba reżyserią. Tak jak to zrobił Tommy Wiseau.
Johnny (Tommy Wiseau), bogaty bankier, prowadzi sielankowe życie ze swoją narzeczoną, Lisą (Juliette Danielle). Jednak, pomimo miłości i czułości ze strony Johnny'ego, Lisa nie jest zadowolona ze swojego życia, więc zaczyna go zdradzać z najlepszym kumplem, Markiem (Greg Sestero)...
Fabuła jest przetykana różnymi wątkami pobocznymi, które nie mają żadnego sensu. Mamy Denny'ego (Philip Haldiman), chłopaka z sąsiedztwa, który zostaje ofiarą napadu dokonanego przez nieznajomego gościa (chłopak, nie sąsiedztwo), matkę Lisy, która ma raka piersi (ale nas to nie obchodzi), i jakiegoś psychologa, który prawie zostaje zabity przez Marka. Wątki są tak prezentowane, że siedzimy z nudów i czekamy, aż skończy się ta 99-minutowa męka.
Aktorstwo to tylko wisienka na tym torcie głupoty, polanym obficie absurdem i debilizmem. I właściwie tutaj nie istnieje. Juliette Danielle gra tak sztucznie jak Paris Hilton we wszystkich swoich filmach, Greg Sestero zachowuje się, jakby ktoś włożył mu do majtek kilo lodu. A jak się miewa pan Tommy Wiseau? Gra jak wszyscy aktorzy serialów "Dlaczego ja?", "Trudne sprawy" i "Pamiętniki z wakacji" razem wzięci! Gorzej już być nie mogło!
A nie, mogło! Scenariusz leży już na samym dnie.
Najlepszym dowodem na to, jak denny jest scenariusz, jest YouTube. Nie żartuję, wystarczy wpisać "The Room" i proszę bardzo! Takie perełki jak "Oh, hi Mark!" lub "You're tearing me apart, Lisa!" przeszły już do języka internautów. A ja zresztą tego nie pochwalam.
"The Room" to jak jazda na rowerze. Tego się nie zapomina. A szkoda. Nie polecam tego filmu nikomu, nawet mojemu najgorszemu wrogowi. Po prostu już gorzej być nie mogło.