Recenzja filmu

I sprawiedliwość nie dla wszystkich (2011)
Filippos Tsitos
Antonis Kafetzopoulos
Theodora Tzimou

Grecy po rumuńsku

Film jest zbyt uładzony, by pozować na satyrę, a bohater zbyt melancholijny, by reprezentować grecki rząd dusz.
Amerykańskie kino nauczyło nas, że policyjne przesłuchanie to nie byle pogadanka. To pojedynek charakterów, szachowa rozgrywka albo – w najgorszym wypadku – retoryczne tour de force twardych mężczyzn. Grek Filippos Tsitos ma na ten temat inne zdanie. W jego filmie jest to zajęcie tak nudne, mało fotogeniczne i męczące, że autor bez trudu czyni je fabularnym zapalnikiem posępnej tragikomedii.

Sotiris (Antonis Kafetzopoulos) przesłuchał o jednego podejrzanego za dużo. Akta kolejnych delikwentów lądują na blaszanej szafce, a mężczyzna puszcza wolno każdego, kogo niesprawiedliwy los w nieodpowiednim miejscu, o nieodpowiednim czasie wepchnął na przestępczy szlak. Zanim jednak Sotiris ugnie się pod ciężarem odpuszczonych nieznajomym grzechów, będzie miał na głowie dużo poważniejszy problem. Niczym bohater filmów noir zaplącze się w intrygę, w której nie zabraknie ani kobiety, ani morderstwa, ani dużych pieniędzy.

Jak nietrudno się domyślić, Sotiris jest kolejnym bohaterem greckiej "nowej fali", który ma symbolizować kraj pogrążony w dwojakim kryzysie – ekonomicznym i autorytetu władzy. Reżyser nie jest przesadnie afektowany, jeśli chodzi o ogrywanie tej metafory, ale poświęca jej sporo uwagi. Niepotrzebnie. Jego utwór jest zbyt uładzony, by pozować na satyrę, a bohater zbyt melancholijny, by reprezentować grecki rząd dusz. Wrażenie dysonansu między intymną historią a próbą zamaszystej publicystyki odwraca uwagę od niezłej reżyserskiej roboty.

O wiele lepiej wychodzi autorowi żonglerka gatunkową ikonografią. Tsitos lawiruje między dramatem zapośredniczonym w filmach Akiego Kaurismakiego i delikatnym pastiszem wątków z amerykańskiej klasyki: trochę tu czarnego kryminału, szczypta komedii absurdu. W warstwie estetycznej widać inspiracje nowym kinem rumuńskim, które zbyt często jednak przybierają formę nieznośnych manieryzmów. Postaci zamarzają w półpełnych planach, cisza szczelnie wypełnia kadr, ostentacyjne "nie dzianie się" grozi bólem głowy i pośladków. Zwłaszcza że podobne atrakcje nie mają żadnego uzasadnienia w planie fabularnym. Są tylko – jak zwykle w takich przypadkach bywa – fałszywą rękojmią "artystycznej" dojrzałości.
1 10 6
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones