Recenzja filmu

Petra (2018)
Jaime Rosales
Bárbara Lennie
Àlex Brendemühl

I am your father

"Petra" jest telenowelą o słusznym ciężarze greckiej tragedii. Bez obaw: to telenowela zdolna przynieść satysfakcję zarówno wyczulonym na psychologiczne drgania amatorom kina Pedro Almodovara,
Początek "Petry" zapowiada eskapistyczną sielankę rodem z "Vicky Cristiny Barcelony". Powietrze mieni się odcieniami żółci, na horyzoncie kusi ocean, jasne kamienice ogrzewają złożony z zielonych wzniesień krajobraz. Tak jak u Woody'ego Allena, rodzinna posiadłość na wsi w Katalonii wydaje się idealnym schronieniem dla artystów. Tutejszym gospodarzem i nauczycielem jest przecież największy z nich. Dla Petry (znana z "Magical Girl" Bárbara Lennie), świeżo przybyłej malarki, studia pod okiem wiekowego Jaume (Joan Botey) nie są jednak priorytetem. Zamiast odkrywać w sobie artystkę, chce dociec własnej tożsamości; zamiast słuchać rad mistrza, woli wyciągnąć z niego prawdę o sobie samej.

 

Prawda płynąca z ust człowieka o sercu jak ziarnko piasku i przerośniętym ego, niestety, nie ma jednego oblicza. Jaume to weredyk, ale także manipulator i skrajny cynik, który w cierpieniu innych widzi wątpliwą osłodę plugawej egzystencji. Nie raz i nie dwa przekonacie się, że w tych określeniach nie ma grama recenzenckiej przesady. Nawet Lord Vader wyciągnął do dziecka pomocną dłoń – ten ojciec-nieojciec tego nie potrafi. Relacja Petry z osobliwym starcem jest nie tylko początkiem dziwnie wciągającego genealogicznego labiryntu, ale także klockiem domina popychającym kolejne katastrofy i trucizną dla kilku innych relacji. Intrygę filmu Jaimiego Rosalesa budują używane za życia maski i chowane do grobu sekrety. Chór w głośnikach nie pozostawia złudzeń: tutaj życie maluczkich jest nierozłączne z wielką tragedią, fatum ma się dobrze, a śmierć stale czyha za rogiem. Jeśli jeszcze nie zgadliście, "Petra" jest telenowelą o słusznym ciężarze greckiej tragedii. Bez obaw: to telenowela zdolna przynieść satysfakcję zarówno wyczulonym na psychologiczne drgania amatorom kina Pedro Almodovara, jak i miłośnikom slow cinema, którzy w niełaszeniu się do odbiorcy widzą pierwszy warunek sensownego seansu.

To nie jedyne atuty szóstego filmu Jaimiego Rosalesa. Opowiadając o spaczonych relacjach w fałszywej komórce społecznej zwanej przez niektórych rodziną, ulubieniec nowohoryzontowej publiczności eksperymentuje z chronologią. Hiszpan dzieli film na rozdziały i miesza ich kolejność. Nieliniowa struktura opowieści nie tylko odpowiednio wyostrza emocjonalne napięcia i profile charakterów, ale także tematyzuje kluczową problematykę czasu, który wcale nie leczy ran. W "Petrze" przeszłość agresywnie wdziera się w pozornie bezpieczną teraźniejszość postaci i redefiniuje ich plany na przyszłość. Prawda zawsze przychodzi skądinąd, niezależnie od usilnych starań bohaterów – o dziwo, twórcom udało się dać temu wyraz w filmowej formie. Powoli przesuwająca się kamera Hélène Louvart ("Pina") w dziwny sposób niepokoi: w zamyśleniu skrada się obok rozmawiających bohaterów, by znów się od nich oddalać i skupiać uwagę na otaczającej ich przestrzeni. Bywa, że najpierw słyszymy sam dialog, dopiero później widzimy rozmówców – lub odwrotnie. Jak gdybyśmy, przybliżając się do drugoplanowych pomieszczeń, korytarzy i wejść, mieli trafić na wcześniej nieznaną wskazówkę.


Pomysłu na tak podaną intrygę nie starcza na ponad 100 minut seansu. By nie zdradzać za wiele – do kulminacyjnej decyzji bohaterki nic nas nie naprowadza. Z początku skrupulatnie rozplątywane charakterologiczne nitki nagle po prostu zostają zerwane. W finale z tęsknotą wspomnicie finał "Nieodwracalnego" Gaspara Noe, który wiedział, że napięcie powinno raczej rosnąć, niż znikać. Jednak nie ma tego złego. Może właśnie dzięki końcowemu uspokojeniu niezadane wprost pytania cudownie zakotwiczają się w głowie, by zostać tam jeszcze na długo po seansie. Czy poczucie naszego "ja" może być zabawką w rękach osób dysponujących wiedzą, która nas dotyczy, a której sami nie posiedliśmy? Czy jesteśmy ofiarami zaplątanymi w siatkę interakcji społecznych i niezaplanowanych genealogii? Czy nasza tożsamość jest kwestią wyboru, genów, a może kultury – pełnej tabu, których nieświadome złamanie definiowałoby nas na nowo? Czy można napisać swoją historię w cieniu grzechów własnych rodziców? Wreszcie, czy wewnętrzna niepodległość równa się zignorowaniu tego, na co nie mamy żadnego wpływu? "Petra" nie daje odpowiedzi na wszystkie te pytania. Cudownie jednak, że potrafi je zadać.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Nowoczesność, z całym swoim wachlarzem dynamicznych i niekiedy radykalnych procesów... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones