Recenzja filmu

Drużyna (2014)
Michał Bielawski

Jak hartowała się stal

Sportowców obserwujemy w trakcie zgrupowań i treningów, zaglądamy do ich pokojów, na stołówkę, do szatni. Bohaterowie mówią o pokonywaniu słabości, poświęceniu, dawaniu z siebie wszystkiego,
Kamera GoPro jest wszędzie – w komediach i horrorach, pornosach i serialach przyrodniczych, na hełmach grotołazów i grzbietach zwierząt futerkowych. Nie mogło jej więc zabraknąć jej w dokumencie o polskich siatkarzach – drugim w historii, wypadałoby dodać. Z pierwszoosobowej perspektywy obserwujemy m.in. trening rodzimej kadry, czujemy siłę wkładaną w każdy serwis i impet uderzenia piłki przy każdym bloku. To jeden z wielu ciekawych, stylistycznych chwytów w dokumencie Michała Bielawskiego. Wszystkie zaś łączy jeden cel: uchwycenie esencji sportu, czyli ciała jako podmiotu i przedmiotu sztuki. I to się akurat Bielawskiemu udaje.



Reżyser rozpoczyna swój film w najciekawszym z punktu widzenia dokumentalisty momencie. Po sukcesach w Pucharze Świata i mistrzostwach Europy Polacy stawiają kropkę nad i, triumfując w lidze światowej. Chłopaki świętują zwycięstwo, zbierają pochwały, w szatni trwa feta. I jak to w sporcie bywa, są to miłe złego początki: wkrótce na olimpiadzie w Londynie odpadamy w ćwierćfinale, na mistrzostwach Europy zajmujemy dziewiąte miejsce, a w lidze światowej – jedenaste. Zawodnicy przyznają pokornie, że poczuli się zbyt pewnie, włoski trener Adrea Anastasi uspokaja kibiców, że czwarte miejsce w światowym rankingu to nie w kij dmuchał, a kibice czekają na powrót do formy. Wszyscy wiedzą swoje i wszyscy mają rację. A jednak to, co na ekranie powinno stanowić jakąś dramaturgiczną oś, budować jakiś konflikt, zostaje wpisane w pełną patosu opowieść o tym, jak hartuje się stal. Na to, aż się zahartuje, czekamy do dziś.

Sportowców obserwujemy w trakcie zgrupowań i treningów, zaglądamy do ich pokojów, na stołówkę, do szatni. Bohaterowie mówią o pokonywaniu słabości, poświęceniu, dawaniu z siebie wszystkiego, adrenalinie, zagłuszaniu bólu, gorączce myśli, stresie; o drużynie silnej jak jej najsłabsze ogniwo, kibicach, dla których wylewa się hektolitry potu, i siatkówce jako "najbardziej zespołowym ze sportów". To wszystko wiemy jednak i bez filmu. Skoro jednak tyle czasu poświęca się na przekonanie widza, że największe triumfy rodzą się na gruncie porażek, a złość i frustracja bywają najpotężniejszym motywatorem, to czemu w filmie nie ma ani słowa o kadrowych konfliktach? O odsunięciu od reprezentacji Ignaczaka, o konflikcie trenera z Bartmanem, o PZPS-ie tłumaczącym decyzje Anastasiego? O komentującym kadrowe zawirowania Papkem? Po seansie "Drużyny" można odnieść wrażenie, że nasi kadrowicze żyją i trenują w próżni, że związkowo-instytucjonalne sprawy kończą się wraz z rozpoczęciem meczu.



Jest w filmie Michała Bielawskiego scena, w której Łukasz Żygadło składa autografy na piłkach, upakowanych w wielkim koszu. Przerzucając i podpisując piłki, odpowiada półsłówkami na pytania stojącego obok dziennikarza radiowego. Ten niepozorny fragment odzwierciedla w mikroskali problem całego filmu: choć reżyser zadaje inteligentne pytania, a jego artystyczna strategia uwzględnia wolę odsunięcie medialnego parawanu, zawodnicy chowają się za frazesami, traktują wywiad jako jeden z punktów kontraktu. Można powiedzieć, że są profesjonalistami, a "Drużyna" na ów profesjonalizm rzuca światło. Wydaje mi się jednak, że po prostu ciągną parawan w swoją stronę.
1 10
Moja ocena:
5
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones