Recenzja filmu

Kick-Ass 2 (2013)
Jeff Wadlow
Aaron Taylor-Johnson
Chloë Grace Moretz

Kobieta mnie bije

Jeff Wadlow nie jest tak sprawnym reżyserem jak Matthew Vaughn. Widać to zwłaszcza w kulawym rytmie filmu oraz w nie do końca udanych scenach akcji. Popisowe numery Big-Daddy'ego i (zwłaszcza)
Pierwszy "Kick-Ass", mimo ewidentnych zalet, marnował zawarty w swojej historii potencjał, wychodząc od obiecującej dekonstrukcji superbohatera, a kończąc na... plecaku odrzutowym. Że taki potencjał istniał, wiedzą ci, którzy czytali komiksowy pierwowzór, do końca konsekwentny w stawianiu gatunkowych konwencji na głowie, z szokującym sekretem Big-Daddy'ego i matrymonialną porażką Kick-Assa – nieobecnymi w filmie – na czele. W przypadku sequela jest podobnie: filmowcy znowu są bardziej powściągliwi niż twórca komiksu, Mark Millar. Tym razem jednak – paradoksalnie – wychodzi im to na dobre. Ale choć "Kick-Ass 2" (w przeciwieństwie do "Kick-Assa") przebija materiał źródłowy, to jest słabszym filmem niż "jedynka".

Przed premierą zrobiło się trochę niezręcznie, kiedy to Jim Carrey postanowił zrezygnować z udziału w promocji filmu, by odciąć się od zawartej w nim ilości przemocy. Ale taka jest właśnie receptura Millara na sukces: dorosła tematyka w bardzo małoletnim rozumieniu – dużo przemocy, przekleństw i jeszcze trochę przemocy na dokładkę. Strach pomyśleć, jak Carrey by zareagował, gdyby "Kick-Ass 2" był wierniejszą adaptacją komiksu. Dwie szczególnie "epatujące" sceny z pierwowzoru nie trafiły bowiem na ekran. Doczekały się jednak zabawnego komentarza i zostały obrócone w wyborne żarty. To zresztą znamienne dla całości: wszystko, co jest tu udane, ma charakter humorystyczny. Przede wszystkim – o ironio! – rola Carreya, który, podobnie jak Nicolas Cage w części pierwszej, "kradnie" film innym. Zamiast szarżować, jak to ma w zwyczaju, po prostu wybornie bawi się swoją rolą – głosem, charakteryzacją, kostiumem. Szkoda więc, że nie ma go za dużo. Na szczęście nie tylko on dostarcza niezbędnego komediowego mięcha na spreparowany przez Millara wątły fabularny szkielet.  

Punkt wyjścia jest tu prostą konsekwencją wydarzeń z poprzedniej części. Kick-Ass (Aaron Taylor-Johnson) i Hit-Girl (Chloe Grace Moretz) stali się inspiracją dla kolejnych zwykłych obywateli, którzy przywdziewają trykoty i wychodzą na ulice walczyć z przestępczością. Tymczasem Mindy obiecuje swojemu opiekunowi, że nie będzie już więcej wcielać się w Hit-Girl. Poszukujący superbohaterskiego towarzystwa Dave/Kick-Ass przystaje więc do nowo powstałej drużyny Justice Forever, w której szeregach są m.in. Pułkownik Stars and Stripes (Carrey) i Dr Gravity (Donald Faison). Mindy zaś próbuje wdrożyć się w życie zwykłej 15-latki. Ku swojemu przerażeniu dziewczyna odkrywa, że licealny korytarz to równie niebezpieczne miejsce, co ciemny zaułek w podejrzanej dzielnicy. Tylko że do stawiania czoła licealnym perypetiom nikt jej nigdy nie trenował. Ta satyra na absurdy życia nastolatek (zafascynowanych "Zmierzchem", Channingiem Tatumem i boysbandami) nie jest zbyt oryginalna, ale dostarcza kilku celnych dowcipów. Zresztą konwencja takiej, apatowowskiej z ducha, komedii była już silnie obecna w pierwszej części, chociażby ze względu na same wybory obsadowe (Christopher Mintz-Plasse, Clark Duke). Grany przez Mintza-Plassego Chris, który przybiera w filmie tożsamość okrutnego Motherfuckera, ma zresztą w sobie wiele z pamiętnego McLovina z "Supersamca": znowu robi dobrą minę do złej gry i porywa się z motyką na słońce.

Ale choć rozbudowanie wątków Mindy i Chrisa pozwala naprawić część wad komiksu, nie przyćmiewa faktu, że Jeff Wadlow nie jest tak sprawnym reżyserem jak Matthew Vaughn. Widać to zwłaszcza w kulawym rytmie filmu oraz w nie do końca udanych scenach akcji. Popisowe numery Big-Daddy'ego i (zwłaszcza) Hit-Girl z pierwszej części miały w sobie choreograficzną inwencję, jakiej tutaj zabrakło.

Wadlowowi nie pomógł też fakt, że Chloe Moretz w międzyczasie urosła i bijatyki z jej udziałem straciły sporo ze swojego wywrotowego charakteru. Zamiast zaczepnego "12-letnia dziewczynka mnie bije" dostajemy zwykłe "kobieta mnie bije". I choć akty przemocy zostały stonowane względem rysunkowego pierwowzoru, to w kilku miejscach reżyser wciąż traci wyczucie i szarżuje. Może dziwić fakt, że Wadlow potrafi sprzedać nam żart kloaczny, ale finał pojedynku między Hit-Girl i Mother Russia (Olga Kurkulina) w jego wydaniu trąci niesmacznym ekranowym ekscesem.

Pozornie amoralny, obłudny Millar przynajmniej puentuje swój koncert wulgaryzmów ewidentnie krytycznym akcentem. W ostatnich scenach komiksowego "Kick-Ass 2" bohaterowie są zszokowani rozmiarami przemocy, jaką rozpętali. Ich mokry sen o byciu superbohaterami zostaje sprowadzony do parteru, proza życia wkracza wraz z nieuniknionymi konsekwencjami. Wadlow tymczasem utrzymuje heroiczną konwencję. Może nie ma w jego filmie plecaka odrzutowego, ale brakuje też intrygującego momentu deziluzji. Jest za to odjazd w chwale ku wschodzącemu (a może zachodzącemu?) słońcu. Ujdzie, ale jednak zawód.
1 10
Moja ocena:
5
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Kick-Ass 2" to sequel kontrowersyjnej produkcji z 2010 roku, opowiadającej o nastoletnich, samozwańczych... czytaj więcej
Rozkładający na czynniki pierwsze komiksowe konwencje cykl Marka Millara i Johna Romity jra. to ironiczna... czytaj więcej
"Kick-Ass" wszedł do kin z małymi problemami. Początkowo żadne duże studio nie chciało go promować. W... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones