Recenzja filmu

Żona policjanta (2013)
Philip Gröning
Alexandra Finder
David Zimmerschied

Matka i córka, i ojciec zły

"Żona policjanta" jest modelowym przykładem opowieści o życiu, w którym przejawy domowej przemocy są kontrapunktowane pięknymi scenami, do jakich chce się wracać. W owym pięknie Gröning
"Żona policjanta" to film trudny, zamknięty na widza. Narracja stawia opór, toczy się powolnym, na pozór nielogicznym rytmem. Nie czujemy się w domu Christine (Alexandra Finder), Uwe (David Zimmerschied) i kilkuletniej Clary (Pia Kleeman) jak długo oczekiwani goście. Philip Gröning (autor "Wielkiej ciszy") pilnuje też, byśmy się za szybko nie zadomowili. Dzieli narrację filmu na pięćdziesiąt dziewięć rozdziałów. Niektóre trwają zaledwie trzydzieści sekund, inne kilka lub kilkanaście minut. Sto osiemnaście czarnych plansz rozpoczyna i wieńczy kolejne etapy. Nigdy nie wiemy, w którym momencie zostaniemy wytrąceni z sytuacji, w jakiej właśnie staramy się odnaleźć. Niełatwo nam zidentyfikować się z bohaterami, bo sprawiają wrażenie zdystansowanych introwertyków. Przed światem i naszym spojrzeniem chroni ich mur w postaci filmowej formy. Ta odsłania jednak bolesną historię o przemocy.


    
Gröning długo ukrywa cel wizyty w domu państwa Perkinger. Pokazuje na ekranie ich codzienność. Poranne powroty Uwe z pracy i jego bezgłośne wślizgiwanie się do łóżka swojej żony. Popołudnia, jakie młoda kobieta spędza z córeczką. Obiady, które jadają we trójkę, i weekendy spędzane na wycieczkach poza miasto. Na pozór wszystko jest zwyczajne, życie nużące, a film zdecydowanie za długi. Gröning nie jest jednak reżyserem, który lubi się przyglądać dramatom i mnożyć zwroty akcji. W zamian w ramach rozciągniętej narracji pokazuje, jak łatwo – mimo upływającego czasu – nie zauważyć sygnałów zwiastujących, że dzieje się coś niedobrego. Nuklearnej rodziny nikt nie odwiedza. Czy izolacja nie powinna potęgować niepokoju? Sypialnia Clary jest skąpana w czerwonym świetle. Czy inne filmowe dzieci zasypiają w krwistej poświacie? O pierwszym siniaku na ciele Christine staramy się zapomnieć, bo dostrzegamy go w czasie jej beztroskiej, porannej zabawy z mężem. Jedno nie sypie drugiemu piaskiem w oczy, ale śmiejąc się, pluje wodą prosto w twarz. Jest w tym rodzaj odświeżającego rytuału, małego katharsis uwalniającego stres.
    
Narastające napięcie nie grozi filmowej strukturze. Nic nie będzie miało wpływu na formalną dyscyplinę i żadne wydarzenie nie jest w stanie zmienić biegu kolejnych dni. Forma ma nad bohaterami taką samą władzę jak Uwe nad Christine. On jest tu tylko dla niej i bez jej obecności jego życie nie miałoby sensu. Żona jest wdzięczna mężowi za chorą miłość, za więzienie, które daje substytut bezpieczeństwa; za azyl, w którym rozgościło się oswojone zło – znajome, więc lepsze niż to, które czyha za rogiem. Te formalne zabiegi i metafory uwierają. Chcielibyśmy się ich pozbyć, ale wtedy filmowa konstrukcja rozsypałaby się jak zamek z piasku. A Christine boi się zmiany, budowania życia od nowa. Cierpliwie znosi ból, upokorzenia i wymierzany przeciw sobie gniew. Czeka na dobre chwile, które i my pamiętamy z pierwszych rozdziałów.


    
"Żona policjanta" jest modelowym przykładem opowieści o życiu, w którym przejawy domowej przemocy są kontrapunktowane pięknymi scenami, do jakich chce się wracać. W owym pięknie Gröning zaklina jednak wielki smutek. Niezwykłe są sekwencje, w których Christine i Clara biorą razem kąpiele. Do poobijanego, posiniaczonego, nagiego ciała dorosłej kobiety przytula się pod wodą ciało małej dziewczynki. Delikatność i niewinność ociera się o to, co zbrukane i niechciane. Woda nie oczyszcza, jej powierzchnia działa raczej jak szkło powiększające. Nie lubimy takich zbliżeń, a przekraczanie granicy intymności wywołuje dyskomfort. Gröning go wykorzystuje. Niewygoda osiąga punkt kulminacyjny, gdy zaspana Clara kładzie się na podłodze obok nieprzytomnej, pobitej matki, przykrywa ją kołdrą i zasypia. Mama lubi czasem poleżeć na ziemi. Niekiedy też śmierdzi. Coś w tym dziwnego?

"Nie uważam, że film, który ma wybrzmieć, trzeba realizować w sposób dosadny; dociskać gaz do dechy. Subtelność też może wbijać w krzesło" – twierdzi reżyserka nominowanej do Oscara "Joanny". Film Gröninga jest jednym z tych, które wbijają w krzesło, bo mimo dosadnych scen reżyserowi udało się zachować dystans do tematu. Pornografia cierpienia nie gra w "Żonie policjanta" pierwszych skrzypiec. Reżyserska dyscyplina i aktorski minimalizm dają wystarczająco mocne efekty. Gröning wie, czym jest intymność i w jakich momentach wyłączyć kamerę. Umie jednak napiąć strunę tak mocno, byśmy oglądali jego film w ciągłym strachu przed jej nagłym pęknięciem; przed czyjąś śmiercią, przed jakimś niespodziewanym, niechcianym końcem.
1 10
Moja ocena:
8
Rocznik '86. Ukończyła filmoznawstwo na UJ, dziennikarka, krytyczka filmowa, programerka Krakowskiego Festiwalu Filmowego. Jako wolny strzelec współpracuje z portalami Filmweb.pl, Dwutygodnik.com i... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones