Recenzja filmu

Motel (2007)
Nimród Antal
Kate Beckinsale
Luke Wilson

Nie-Pokój

Na naszych ekranach panuje epidemia filmów przemocy: był <b>"<a href="http://2.hostel.filmweb.pl/" class="n">Hostel 2</a>"</b>, będzie <b>"<a
Na naszych ekranach panuje epidemia filmów przemocy: był "Hostel 2", będzie "Sadysta", teraz jest "Motel". Ten ostatni wyróżnia się jednak na tle dwóch pozostałych. Otóż (podobnie jak wcześniej "Thesis" Alejandro Amenábara) opowiada on o snuff movie, ale nie aspiruje do podszywania się pod ten rodzaj filmu. Dzieło Antala opowiada bowiem o naszej fascynacji cierpieniem, nie będąc przy tym kinem przemocy. Tyle o ambicjach - a rzeczywistość? W gruncie rzeczy "Motel" jest pustym, ale bardzo zgrabnie skrojonym i sfilmowanym thrillerem, który przede wszystkim chce nam dostarczyć rozrywki. Małżeństwo przezywające kryzys zatrzymuje się na noc w położonym na uboczu głównej drogi motelu. Stare, zniszczone meble, wszędobylskie karaluchy, brudna łazienka - to tylko część atrakcji, jakie oferują właściciele tego przybytku.. Cały motel jest w rzeczywistości planem zdjęciowym snuff movies, w którym naszych bohaterów wyznaczono do zagrania głównych ról. A taka kreacja zawsze boli. Powiedzieć, że widz jest w kinie podglądaczem, a voyeuryzm to jedna z najistotniejszych przyjemności, jakie może dać film, to dziś banał. O tym mechanizmie powstało jednak wiele niebanalnych filmów, takich jak np. "Okno na podwórze" Hitchcoka czy pastisz Briana De Palmy "Świadek mimo woli". Odsłaniały one przed odbiorcą granice medium i miejsce widza w dyskursie. Czasem robiły to na poważnie, a czasem biorąc wszystko w cudzysłów (lub nawet mnożąc cudzysłowy), ale zawsze dostarczały rozrywki. Na tym polega także paradoks wszelkich ambitnych exploitations oraz filmów stylizowanych na snuff movie, takich jak seria "Guinea Pig" czy "Hostel". Twórcy, chcąc obnażyć i skrytykować fascynację przemocą, sami jej ulegają. W ten sposób konsumpcja i moralne oburzenie nawzajem się uzupełniają. Dla Nimroda Antala punktem odniesienia jest jednak zdecydowanie bardziej Hitchcock niż Miike albo Roth. Oczywiście do samoświadomości twórcy "Psychozy" wiele mu brakuje, ale nie o to w gruncie rzeczy tu chodzi. Celem jest rozrywka i dreszcz napięcia. Siłą "Motelu" nie jest fabuła, ale doskonałe tempo i realizacja. Reżyser - chociaż stosuje ograne chwyty, jak np. mocne zbliżenia - to robi to z filmowym wyczuciem i konsekwentnie. Zresztą to, że potrafi on budować atmosferę klaustrofobii i zagubienia, udowodnił "Kontrolerami". Dobre aktorstwo (szczególnie Frank Whaley), zdjęcia Sekuły, muzyka Paula Haslingera oraz krótki czas projekcji sprawiają, że widz nie ma czasu się znużyć. "Motel" jest jednym z tych małych, skromnych filmów, które nie wnosząc nic wielkiego do kina, mają jednak swój urok i własny styl. A to znowuż nie jest takie częste we współczesnym kinie rozrywkowym. I nie tylko rozrywkowym
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Współczuję i zazdroszczę miłośnikom kameralnych dreszczowców. Współczuję dlatego, że mają oni pewnie... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones