Recenzja filmu

Fréwaka (2024)
Aislinn Clarke
Bríd Ní Neachtain
Clare Monnelly

Grzechy naszych babek

"Frewaka" jest filmem ciężkim nie tylko od symboli, ale i emocjonalnego bagażu bohaterek – nabytego za sprawą doświadczeń systemowej przemocy. Zwierzęce maski inspirowane "Kultem" (1973) czy
Grzechy naszych babek
W trakcie ostatniej dekady folk horror mocno wyróżnił się na tle całego gatunku – a to przede wszystkim za sprawą studia A24 i jego dwóch tytułów: "Midsommar" (2019) Ariego Astera i "Czarownicy: Bajka ludowa z Nowej Anglii" (2015) Roberta Eggersa. W obu przypadkach źródłem grozy są nie jump scary, ale gęstnienie atmosfery, a centralnym tematem ludzkie patologie – często w kostiumie ludowej lub nawet pierwotnej społeczności. Nie inaczej jest z "Frewaką" Aislinn Clarke, gdzie irlandzki folklor służy za estetyczne tło dla rodzinnej psychodramy.


Po śmierci matki Siobhan (Clare Monnelly) przyjeżdża ze swoją ciężarną narzeczoną Milą (Aleksandra Bystrzhitskaya) posprzątać dom zmarłej. Shoo (tak nazywają ją przyjaciele, co symbolizuje wisząca na szyi podkówka) jest pracowniczką socjalną. Żałobę prędko przerywa informacja o nowej pacjentce potrzebującej pomocy w odległej części kraju. Starsza Peig (Bríd Ní Neachtain) mieszka w wielkim domu na skraju miasteczka i wydaje się totalnie zbzikowana – zakrywa lustra, posypuje rzeczy solą, a plecy ma pokryte siatką przerażających blizn – podobno kiedyś porwały ją złe duchy. Mimo widocznych różnic kobiety zaczynają zbliżać się do siebie, budując nić porozumienia. Niestety przeszłość każdej z nich nie jest na tyle wybaczająca, żeby łatwo dać o sobie zapomnieć.

"Frewaka" jest filmem ciężkim nie tylko od symboli, ale i emocjonalnego bagażu bohaterek – nabytego za sprawą doświadczeń systemowej przemocy. Zwierzęce maski inspirowane "Kultem" (1973) czy przedmioty nawiązujące do katolickiej ikonografii to dla reżyserki poręczne rekwizyty do opowiedzenia historii międzypokoleniowej traumy. Bo cierpienie bohaterek ma swoje korzenie w patriarchalnej konstrukcji społeczeństwa, które wtłaczało kobiety w sztywno wyznaczone role żon, matek i wdów. Przynajmniej do tego próbuje przekonać nas film, choć bardziej niż budowaniem szerszego kontekstu kulturowego interesuje go budowa osobistej mitologii głównej bohaterki.


Paradoksalnie uwięzienie widzki w głowie Shoo nie przywiązuje nas do bohaterki – do ostatniego aktu fabuła jest bardziej skupiona na budowaniu atmosfery ogólnego niepokoju niż stosowaniem się do zasad dramaturgii. Są więc sugestywne obrazy (choć to raczej motywy zebrane z innych dzieł kultury): kozioł na podobieństwo Czarnego Filipa, rudy chłopiec, wisielec czy krwawiąca z oczu madonna. Operator Narayan Van Maele proponuje ciekawe rozwiązanie formalne jak obraz podglądany w odbiciu lustra lub kineskopowego ekranu telewizora czy ujęcie Shoo upozowanej w wannie na wzór tracącej zmysły Ofelii. Brakuje tylko scenariusza, który ogarnąłby tę mnogość symboli i pozwolił zobaczyć w nich coś więcej niż filmowy chaos – nawet jeśli bywa on emocjonalnie poruszający.


Dziesięć lat po premierze "Czarownicy" ludowy horror nie jest już gatunkową niszą, a jego liczne realizacje zawiesiły poprzeczkę naprawdę wysoko. Folklor nie jest w nich estetycznym ozdobnikiem, ale podstawą tożsamości i wyobraźni bohaterów, którą twórca rozkłada na coraz to mniejsze elementy – do momentu aż ujawni się sam fundament zła. W przeciwieństwie do tego "Frewaka" traktuje folklor raczej jako wspomnienie z dzieciństwa, zestaw afektywnych obrazów oderwanych od swojego znaczenia. I nie byłby to problem, gdyby spiętrzone symbole i porwane struktury pamięci pozwalały tłumaczyć się nawzajem. Niestety trauma zostaje tylko pustym hasłem, kiedy widz musi zadowolić się stwierdzeniem, że z zaklętego kręgu przemocy nie ma żadnej ucieczki.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?