Recenzja filmu

Gdyby nie ty (2025)
Josh Boone
Allison Williams
Mckenna Grace

Nowe początki

W ujmowaniu delikatnych rys i napięć "Gdyby nie ty" potrafi przyjąć interesującą perspektywę. W momentach granicznych i przeszywających tragediach twórcy idą na myślowe skróty i inscenizacyjną
Nowe początki
źródło: materialy promocyjne
Szesnastoletnia Clara (McKenna Grace) jest dla Morgan (Allison Williams) oczkiem w głowie, całym światem, centralnym punktem odniesienia. Matczyna miłość, nadopiekuńczość i podporządkowanie każdej decyzji pod wchodzącą w dorosłość latorośl. W wychowywaniu dziewczyny Morgan może liczyć na pomoc męża, Chrisa (Scott Eastwood), wyluzowanego i spełniającego się w zapewnianiu rozrywek. Clara ma u swojego boku również ciocię, Jenny (Willa Fitzgerald). Więzy krwi to jedna sprawa, ale młodsza siostra matki od zawsze jest dla niej kimś szczególnie zaufanym, osobą do zwierzeń przy emocjonalnych i miłosnych rozterkach. Rodzina Grantów też niebawem się powiększy. Jenny i jej partner Jonah (Dave Franco) wyczekują narodzin dziecka. Czwórka dorosłych to paczka przyjaciół jeszcze od czasów licealnych. Życie jak w bajce. Wszystko zdaje się zmierzać we właściwym, zaplanowanym kierunku. Do czasu.


Twórców "Gdyby nie ty" interesują wszelakiego rodzaju rodzinne i międzypokoleniowe relacje. W bardzo różnym stadium, przechodzące przez załamania, nabierające nowych znaczeń i wystawiane na próby. Na pierwszym plan wysunięta jest ta między matką i córką. Daleko do konfliktu, ale eksplorowane jest tu zderzenie innych potrzeb, a niedomówienia, sekrety i sekreciki tylko wzmagają dyskomfort. Williams i Grace są autentyczne, a ewolucja charakterów, docieranie się i poszukiwanie porozumienia ma dramaturgiczne podstawy. Stabilizacja wprowadziła do życia Morgan marazm i zanik osobistych ambicji. Wszystko kręci się tylko wokół córki. Od śniadania po zgaszenie lampki przy łóżku. Clara motywuje matkę do wprowadzenia zmian w monotonnej codzienności. Dziewczyna przy tym najlepiej czuje się, gdy sama o sobie stanowi, sama organizuje czas i ustala priorytety.

Dojrzewanie, pierwsze miłosne perypetie, marzenia o studiach aktorskich, rozpoczęcie nowego rozdziału z dala od domowego ogniska. Fabularnie nic odkrywczego, ale między wiodącą dwójką jest dynamika. Raz mniej, raz bardziej poważna rywalizacja. Obie aktorki musiały dobrze czuć się ze sobą na planie. Dzięki temu przekonująco udało się im wyrazić momenty, gdy ich filmowa relacja zaczyna się rozstrajać. Przez sarkazm i uzasadnione pretensje. To na tyle solidny fundament, że utrzymuje w pionie "Gdyby nie ty" do samego końca.


W filmie Josha Boone’a bywa jednak chwiejnie. Wszystko w obliczu tragicznego wypadku, doprowadzającego do przewartościowania i radykalnej zmiany optyki na rodzinną historię Grantów. To terytorium spojlerowe, gwałtowny zwrot akcji i nastroju. Przy tym fabularny silnik "Gdyby nie ty". Nie zdradzając jednak zbyt wiele, dochodzi do śmiertelnego samochodowego wypadku. Pojawia się żałoba, na wierzch wychodzą ukrywane uczucia, przepracowywana jest strata i przeszłość. Zabrakło tu nieco oddechu, a mieszanka skrajnych emocji niespecjalnie ma gdzie wybrzmieć. Ujęte jest to w dość stereotypowe obrazki bezczynności, wylegiwania się na sofie i otwierania kolejnych butelek wina. Kiedy indziej spontanicznego wykrzyczenia przez bohaterów frustracji, smutku i rozczarowania. Ukrywanie przed Clarą pewnej wielkiej tajemnicy jest niestety całkowicie niewiarygodne. Ma być wyrazistą puentą, jest strzałem ze scenariuszowego ślepaka. W ujmowaniu delikatnych rys i napięć "Gdyby nie ty" potrafi przyjąć interesującą perspektywę. W momentach granicznych i przeszywających tragediach twórcy idą na myślowe skróty i inscenizacyjną przewidywalność.


Schematyczność i umowna złożoność relacji między dorosłymi przełamywana jest przez mającą głębię emocjonalną podróż Clary. Dostaniemy więc trafione obserwacje jak depresja warunkuje ukształtowaną relację z jej matką oraz na rodzące się romantyczne uczucie między dziewczyną a jej rówieśnikiem, Millerem (Mason Thames). W pierwszym przypadku to Clara zachowuje przytomność i rozsądek, w drugim, przez brak doświadczenia i pochopność, sama potrzebuje przewodnika. Trójwymiarowa teenage drama i szkic adult dramy. Ta nierównowaga gasi melodramatyczny potencjał filmu Boone’a.

Narracyjny pośpiech i efekciarska powierzchowność czasami zbliża "Gdyby nie ty" do opery mydlanej. Jest to jednak również kino o ambicjach terapeutycznych, podejmujące ciężkie tematy i proponujące rozwiązania. Psychologiczna wiarygodność zmieszana ze wzruszaniem na siłę. Gwałtowna zapaść i iskierki, zapowiadające, że to nie koniec, że to nowy początek, że przecież będzie dobrze. Film do zapomnienia. Lekcja warta powtarzania.
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?