Nieodrobiona lekcja z propagandy

Wypadałoby przynajmniej nie obrzydzać wspieranej idei pokazując ją tak nudno, jak tylko się da! Po filmie czułam się, jakby przez dwie godziny przemądrzały aktywista kiwając palcem i strasząc
Brioszki. Brioszki miały stanowić w tym filmie punkt wyjścia do rozmowy o ekologii i zarazem jej wymowną (ehem) pointę. Nie chodzi tu o byle jakie broszki, ale brioszki w pełni bio – wytwarzane ze zboża uprawianego w naturalny sposób, bez chemii, dodatków i konserwantów.

W pierwszej scenie "Zanim przeklną nas dzieci" słodkie francuskie szkraby sprzedają brioszki na ulicy. W ostatnich minutach filmu ta sama scena powraca niczym zły sen – tym razem jeszcze dłuższa, rozbudowana o dodatkowe motywy. W tej chwili widz ma ochotę już tylko uderzyć w ton skrajnie cyniczny i przedrzeźniać: - Brioszki wam dzieci zrobiły. Pod warunkiem oczywiście, że nie zraził go monotonny wykład o zdrowej żywności, szkodliwym wpływie chemicznych upraw na nasze zdrowie i wytrzymał do tego momentu w sali kinowej.

Nie przytaczam końcówki filmu, by dać wyraz własnemu bohaterstwu i udowodnić, że nie wyszłam w środku seansu. No dobrze, może trochę, ale wierzcie mi, nie chcę się pastwić. Żadna przyjemność krytykować film ze wszech miar słuszny w swoich założeniach. Bardzo chciałabym pochwalić twórców za dobre intencje. Niewątpliwie są oni bezgranicznie oddani ludzkości i sprawom ekologii, ale dlaczego muszą do wyznawanych ideałów zrażać odbiorców swojego dzieła? Właśnie tak – zrażać. Ponieważ skądinąd słuszne postępowanie pokazują nie tylko nudno, ale i głupio.

Film opowiada o pewnej francuskiej gminie, która dzięki inicjatywie odważnego burmistrza, wprowadziła żywność bio do szkół i wspiera działalność "bio-cateringu" (korzystają z niego np. starsi ludzie nie gotujący w domu). Ma to swoje daleko idące konsekwencje: przykładowo, rodzice zaczynają bardziej dbać o jakość jedzenia swoich rodzin, a coraz więcej rolników odchodzi od stosowania niezdrowych pestycydów. Pogłębia się ekologiczna świadomość całej społeczności i wieść o pozytywnych skutkach bycia bio roznosi się nawet na inne regiony. W tę opowieść zostały dodatkowo wmontowane wypowiedzi z ONZ-towskiego kongresu poświęconemu żywności, rolnictwu i w ogóle zachowaniu równowagi biologicznej we współczesnym świecie. Poznajemy również relacje rodzin, których członkowie zostali dotknięci rakiem czy inną chorobą wywołaną prawdopodobnie przez zanieczyszczenie środowiska (w tym jedzenia) i kontakt z środkami chemicznymi. Niestety w "Zanim przeklną nas dzieci" historia została przedstawiona do bólu łopatologicznie. Powstał nie film, a przesycony ideologią wykład. Jakby ważny temat nie potrzebował właściwie podrasowanej formy propagandowej.

Nie, słuszna sprawa wcale nie obroni się sama. Czy nam się to podoba, czy nie, obrońcy ekologii muszą sięgnąć po metody, jakie stosuje wróg. Muszą znaleźć ciekawy sposób, by obśmiać atrakcyjną otoczkę wokół konsumpcyjnego stylu życia.

Zabrakło dystansu do omawianego problemu oraz pomysłu na jego wizualne przedstawienie. Pomińmy milczeniem banalne środki filmowe, którymi reżyser stara się urozmaicić swój wywód (nieszczęsna klamra z broszek stanowi tu jedynie wierzchołek góry lodowej). Nie każdy słuszny dokument musi być efektownym show czy prowokacją typu "Yes-meni naprawiają świat". Nie mam też nic przeciwko samym filmom zaangażowanym, dalekim od obiektywizmu. Dziś dokumentalista nie musi udawać bezstronnego obserwatora. Ale, na Boga, wypadałoby co najmniej nie obrzydzać wspieranej idei, pokazując ją tak nudno, jak tylko się da! Po filmie czułam się, jakby przez dwie godziny przemądrzały aktywista, kiwając palcem i strasząc rakiem, na siłę przekonywał mnie do swoich racji. Niestety, pod względem argumentacji film również szwankuje. Twórcy, jeśli nie chcieli uwodzić, mogli przynajmniej dołożyć więcej starań, by ich wywód trzymał się logiki.

Czy jeśli ktoś po seansie postanowił przestawić się na zdrową żywność, to znaczy, że ten film jednak nie powstał na daremno? Nie. Choć przyznaję, że "Zanim przeklną nas dzieci" pokazując, jak można uprawiać zdrową żywność, wywołuje myśl: może warto zdrowo się odżywiać? Ale taki sam efekt wywoła lektura proekologicznych odezw, chociażby na efte.org. Film mógł wywierać silniejsze wrażenie.
1 10 6
Rocznik '82. Absolwentka dziennikarstwa i kulturoznawstwa na UW. Członkini Międzynarodowej Federacji Krytyków Filmowych FIPRESCI. Wyróżniona w konkursie im. Krzysztofa Mętraka. Publikuje w "Kinie",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?