Opowieść pełna gracji

"Tales of Graces f" ogrywałam po raz pierwszy równe dziesięć lat temu. I choć sama gra do dzisiaj plasuje się w czołówce moich ulubionych z serii, to w momencie premiery nie zbierała wśród moich
Bandai Namco sprytnie ogrywa fanów swojej największej serii. Ci, niczym księżniczka ze "Shreka", czekająca na pierwszy pocałunek księcia, śnią piękne sny o remasterach "Tales of Abyss" i "Tales of Xillia". W najpiękniejszym momencie śnienia zza rogu wychodzi zadowolony z siebie przedstawiciel japońskiego dewelopera, by z szerokim uśmiechem na twarzy obwieścić "no to sobie jeszcze poczekacie". I tak oto, zamiast wybornych, kochanych przez wszystkich sztosików, w nasze ręce trafią te nieco dyskusyjne, momentami lekko przemielone tytuły z serii "Tales of…"



"Tales of Graces f" ogrywałam po raz pierwszy równe dziesięć lat temu. I choć sama gra do dzisiaj plasuje się w czołówce moich ulubionych z serii, to w momencie premiery nie zbierała wśród moich znajomych zbyt pochlebnych opinii. Leniwie snujący się prolog podzielił ogrywających i rzucił się cieniem na dalszy odbiór historii. Zastanawiałam się, jaki będzie mój odbiór tej gry po latach. Może faktycznie coś przeoczyłam, może dałam się porwać huraoptymizmowi, a na oczach miałam klapki.



Na szczęście, nic z tych rzeczy. "Tales of Graces f Remastered" nadal pozostaje świetną grą, którą w ciemno mogę polecić graczom cierpiącym na jRPG-owy niedosyt. Dyskusyjny prolog szybko nakreśla nam realia, z jakimi będziemy się mierzyć. Asbel, przyszły władca ziem Lhant, nie należy do najgrzeczniejszych chłopców. Jego upór, nieposłuszeństwo i brak pokory raz po raz sprowadzają problemy nie tylko na niego, ale i jego brata Huberta, a także przyjaciółkę Cherię. Nikogo raczej nie zdziwi fakt, że w wyniku nieprzewidzianych okoliczności w problemy maluczkich zostaje wplątany przyszły król, a koniec końców cała ekipa przeżyje dzięki interwencji tajemniczej Sophie. Tragedia, jaką przeżyją dzieciaki, nie pozostanie obojętna dla ich relacji. I to właśnie z rozłamem relacji, próbą uleczenia zadr i poszukiwaniem prawdy będziemy borykać się w późniejszej części gry.



Nie byłoby "Talesów" bez skitów. Toteż nie powinno nikogo dziwić, że poza tradycyjnym prowadzeniem fabuły, nagminne będzie poznawanie świata poprzez krótkie dialogi toczone przez członków drużyny. Z uwagi na to, że Sophie mentalnie pozostaje na poziomie pięciolatka, część z nich obraca się wokół tłumaczenia jej najprostszych zasad rządzących światem, by z biegiem czasu w pełni zaangażować ją w poważniejsze, bardziej egzystencjonalne tematy. Wersja remasterowana jest wypchana po brzegi praktycznie wszystkimi wydanymi wcześniej DLC-ami, również tymi wcześniej nietłumaczonymi na angielski.



Jedną z rzeczy, która od zawsze niesamowicie mnie bawiła w "Talesach" jest system walki. Choć jego rdzeń pozostaje od lat taki sam, delikatne zmiany w kolejnych odsłonach powodują, że nadal pozostaje on świeży. Walki toczymy w czasie rzeczywistym, a zamiast zużywać manę czy punkty ruchu, starcia toczymy w oparciu o CC (chain capacity). Każda podjęta akcja powoduje zużywanie tych punktów, a ich odnowienie odbywa się chociażby w trakcie blokowania. System ten został tu określony mianem "Style Shift Linear Motion Battle System", a walka opiera się na łączeniu w kombosy dwóch niezależnych zestawów ataków. Uzyskane punkty doświadczenia przekuwane są w kolejne poziomy postaci, jednak najefektywniejsze jest pozyskiwanie tytułów dla bohaterów. Rozwijają one ich różne statystyki oraz sprzyjają pozyskiwaniu nowych ataków. Niemal każdy z protagonistów może pozyskać ponad sto takich przydomków, co stanowi niezły pretekst do grindowania, czy też poszukiwania optymalnej dla danego gracza możliwości rozwoju.



"Tales of Graces f Remastered" nie przeszło spektakularnych zmian, ale zastosowano kilka ciekawych zabiegów. Zacznijmy od tego, że wersja z Playstation 5 bez problemu śmiga w sześćdziesięciu klatkach na sekundę przy rozdzielczości 4k. Modele postaci przeszły wyraźne odświeżenie, dzięki czemu trudno byłoby dziś powiedzieć, że gra ma de facto piętnaście lat, a swoją premierę miała jeszcze na Wii.



Modyfikacjom uległo również poruszanie się po świecie gry. Poza znacznikiem wyraźnie wskazującym nasz kolejny cel, usprawniono sortowanie zadań pobocznych, dorzucono autozapis oraz tak prozaiczną rzecz jak automatyczne bieganie. Umożliwiono również wyłączanie walk z przeciwnikami. Co więcej, po zgonie starcia ze zwykłymi przeciwnikami będzie można powtórzyć bez konieczności wczytywania autozapisu lub zapisu ręcznego.



Interesującym zabiegiem wydaje się także wprowadzenie już od pierwszego przejścia tzw. Grade Shopu. Są to bonusy, które z reguły można wykupić dopiero przy okazji new game plus, mające na celu usprawnienie i ułatwienie kolejnej rozgrywki. Dzięki dostępnym punktom już od samego początku możemy otrzymywać potrójne doświadczenie, zadawać zwielokrotnione obrażenia oraz opływać w deszcz złotych monet bez konieczności liczenia każdego grosza.



Biorąc pod uwagę fakt, że zmiany w "Tales of Graces f Remastered" są raczej kosmetyczne, trudno mówić o rewolucji. Jednak z perspektywy czasu nawet takie malutkie, pozornie nic nieznaczące trybiki nadają grze właściwego sznytu, pozwalając na utrzymanie odpowiedniego tempa i satysfakcji z rozgrywki. Powrót do tego tytułu po latach dał mi mnóstwo radości, więc bez wahania polecę go zarówno wyjadaczom gatunku, jak i nowicjuszom szukającym do spróbowania dobrych "Talesów".
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?