Recenzja filmu

Amnestia (2011)
Bujar Alimani

Po nitce do oczywistego kłębka

Końcówka sprawia wrażenie kiczowatej, sprowadza całość do poziomu czytadła dla kucht. Tak się po prostu nie robi.
Jest tylko jedna rzecz, która zaskoczyła mnie w "Amnestii". To fakt, że film otrzymał jakąkolwiek nagrodę na festiwalu w Berlinie. Co prawda, przyznane wyróżnienie nie jest szczególnie prestiżowe, ale i tak nie przyjmuję do wiadomości, że grono przyznające je nie znalazło lepszego obrazu.

"Amnestia" to dwie wzajemnie splatające się historie. Punktem wyjścia jest nowe prawo, które umożliwia wizyty małżeńskie w więzieniu. Z prawa tego korzystają Elsa, która by oddać się mężowi, musi przejechać spory kawał autobusem, oraz Spetim, odwiedzający w więzieniu żonę. Pewnego dnia los sprawi, że Elsa spotka się ze Spetim. Początkowe niezręczne rozmowy z czasem przerodzą się w głębsze uczucie. Czy to miłość? Tego chyba nie wiedzą nawet sami bohaterowie. Z całą pewnością jest to jedność losów. Odnaleźli w sobie bratnie dusze, które dobrze rozumieją, przez co przechodzi drugie z nich. Mogą dać sobie wzajemnie stabilizację, której tak bardzo potrzebują. Żadne z nich nie bierze pod uwagę niespodzianki, którą szykuje rząd.

Bujar Alimani buduje swój film na bardzo prostych scenach. Surowe obrazy i pozbawiona efekciarstwa narracja sprawiają, że całość ma autentyczny charakter. Niestety, Alimani wykorzystuje tę konstrukcję w bardzo perfidny sposób. Spokój jest mu potrzebny do skontrastowania historii z jej finałem. Tym sposobem reżyser strzelił sobie w stopę. Końcówka sprawia wrażenie kiczowatej, sprowadza całość do poziomu czytadła dla kucht. Tak się po prostu nie robi. Owszem, wybrane zakończenie ma bardzo bałkański charakter i na swój sposób jest wiarygodne. Niestety, w tym konkretnym przypadku sprawia wrażenie źle zszytego ubrania, jakby w swetrze zamiast rękawów znalazły się nogawki. W takiej sytuacji nie ma większego znaczenia, że nogawki są zrobione z najlepszego materiału.

Oczywiście, pewnym usprawiedliwieniem jest fakt, że "Amnestia jest dla Alimaniego pełnometrażowym debiutem reżyserskim. Można więc uwierzyć, że Albańczyk nie do końca potrafi jeszcze dobrać odpowiednie proporcje. Jeśli przyjmiemy to tłumaczenie, to i tak broni ono jedynie samego Alimaniego, a nie film. W nim spodobać się może w zasadzie jedynie kreacja Luli Bitri.
1 10
Moja ocena:
3
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones