To sequel i niesequel, prequel i nieprequel. W największym stopniu stojąca na własnych nogach osobna opowieść. Z tymi samymi aktorami i rozpoznawalnymi rekwizytami – tytułowym telefonem i
Widzowie ciepło przyjęli "Czarny telefon". Wśród krytyków tylko sporadycznie ktoś narzekał. Satysfakcjonujący wynik finansowy mógł być kluczowy, ale może to wciąż za mało, by ruszać z produkcją kontynuacji. W pierwszej części temat został przecież wyczerpany: tajemnica rozwiązana, przeciwnik pokonany, śledztwo zakończone, bezpieczeństwo przywrócone. To podejście idealistyczne i oderwane od rynkowych realiów, ale załóżmy, że decydujący głos miał jednak reżyser. Jego artystyczne ambicje i czy ma jeszcze coś do dodania. Scott Derrickson przychodzi z workiem nowych pomysłów i w "Czarnym telefonie 2" zaprasza do zupełnie nowej gry. To sequel i niesequel, prequel i nieprequel. W największym stopniu stojąca na własnych nogach osobna opowieść. Z tymi samymi aktorami i rozpoznawalnymi rekwizytami – tytułowym telefonem i diaboliczną maską Wyłapywacza, przypominającymi, że ciągle jesteśmy w tym samym horrorowym uniwersum.
Do naszych bohaterów wracamy po czterech latach. Finn (Mason Thames) jest samotnikiem, a o swojej obecności w szkole przypomina za sprawą regularnych bójek. Niecierpliwie też wyczekuje wieczorów, kiedy spokojnie może wypalić skręta. To psychologicznie wiarygodny mechanizm i sposób, by zapomnieć o konfrontacji z Wyłapywaczem (Ethan Hawke). Jego młodsza siostra, Gwen (Madeleine McGraw), minionymi wydarzeniami przejęta jest nieco mniej i zbliża się do emocjonalnej stabilizacji. Gdyby nie sny: realistyczne i wręcz namacalne. Pojawia się w nich jej matka. Potem krwawe egzekucje na trzech chłopcach starających się szyfrem przekazać dziewczynie jakąś wiadomość. Wizje się nasilają i domagają odpowiedzi. Zdrowy rozsądek nie jest przyjacielem horrorowych fabuł, więc decyzja rodzeństwa może być tylko jedna. Podążą za wskazówką i w środku zimy wyruszą na obóz dla chrześcijańskiej młodzieży, na który przed trzydziestu laty była ich matka.
Na bezludziu, wśród ośnieżonych lasów i gór Kolorado z zaświatów oraz ze zdwojoną siłą przypomni o sobie Wyłapywacz. Nad brzegiem zamarzniętego jeziora będzie oczywiście stała wyłączona z użytku budka telefoniczna (z jak najbardziej czynnym aparatem). Nowe okoliczności, stare koszmary. Scott Derrickson proponuje przy tym kilka odświeżających narracyjnych i estetycznych przesunięć. Klaustrofobia "Czarnego telefonu" wynikała bezpośrednio z miejsca, w jakim uwięziony został Finn. W kontynuacji udaje się osiągnąć podobną duszność, tylko że na świeżym powietrzu: przez gęsto padający śnieg, szybko zapadający zmrok i radykalnie ograniczoną widoczność. Tym razem Finn jest raczej postacią towarzyszącą, a na pierwszy dramaturgiczny plan wyraźnie wysunięta jest Gwen. "Czarny telefon 2" to opowieść o jej demonach, jej przemianie i jej dorastaniu. McGraw, dzięki szerokiemu aktorskiemu warsztatowi, umiejętnie wyraża spektrum niepokojów, motywacyjnych niuansów i niepewności.
Film Derricksona przekonuje strukturą przedstawionego świata oraz jego wewnętrznych zależnościach. Nawet nie w tym rzecz, że granica między snem a jawą jest nieokreślona i zastanawiająca. W "Czarnym telefonie 2" to dwie równoległe przestrzenie, kształtujące się nawzajem i brutalnie w siebie ingerujące. Nie tylko przenikają się one na poziomie wyobrażonym, ale również zyskują cielesne manifestacje. Ciągłe układanie i zestawianie wobec siebie tych dwóch krzyżujących się światów stanowi wciągającą łamigłówkę. Od strony realizacyjnej dostajemy sugestie, co jest rzeczywiste (zdjęcia cyfrowe), a co wyśnione (stylizacja na taśmę). Z czasem jednak wywołują one coraz więcej wątpliwości, a sam formalny zabieg generuje szereg pytań o ontologiczną naturę tego świata.
Istnieje psychoanalityczna hipoteza zakładająca, że im człowiek jest emocjonalnie stabilniejszy, tym więcej śni i więcej snów pamięta. Wtedy łatwiej przenikają one do naszej świadomości. Tym bardziej że to wizje zazwyczaj pogodne i bezpieczne. Gdy jednak nasze nastawienia wpada w depresyjne rejestry, śnić przestajemy albo w naszym umyśle pojawia się filtr, blokujący koszmary i destrukcyjne myśli. Nie pozwalając zapaść im w naszej pamięci. Zrozumiały mechanizm obronny i całkiem przekonujące założenie. W "Czarnym telefonie 2" Derrickson sięga po ten koncept, ale przedstawia go na opak, przejaskrawia i doprowadza do ekstremum. Mając za przykład rodzeństwo Blake’ów, trudno określić, czy jest to najwłaściwsza droga w dochodzeniu do mentalnego zdrowia. Na pewno jednak jest to przepis na spełnione kino.