Recenzja wyd. DVD filmu

Powrót żywych trupów (1985)
Dan O'Bannon
James Karen
Clu Gulager

Powrócisz jak za dawnych lat...

Aby określić, czym jest dla historii horroru omawiany przeze mnie film, najlepiej zdobyć się na pewne głupie, ale treściwe porównanie. Gdyby arcydzieła horroru przyrównać do legendarnych dzieł
Aby określić, czym jest dla historii horroru omawiany przeze mnie film, najlepiej zdobyć się na pewne głupie, ale treściwe porównanie. Gdyby arcydzieła horroru przyrównać do legendarnych dzieł malarskich, na miejscu "Mony Lisy" Leonarda Da Vinci postawiłbym bez dwóch zdań oryginalną "Noc żywych trupów". Jeśli przyjmiemy tę analogię, to pozostanie nam jeszcze wspomnieć gest Marcela Duchampa, który wspomniany portret upiększył na swój sposób, dzięki czemu zyskał nie mniejszą sławę od samego mistrza Da Vinci. Podobne zamieszanie wywołał reżyser Dan O’Bannon. Jego "Powrót żywych trupów" w czasie dwóch ostatnich dekad stał się dla kina grozy niczym innym, jak portretem Mony Lisy… z wąsami.
Akcja filmu rozpoczyna się w niepozornym magazynie z pomocami medycznymi, gdzieś w USA. Starszy pracownik uczy fachu młodszego. Jako dowód zaufania pokazuje mu lokalny skarb – należącą do amerykańskiej armii beczkę, w której znajdują się zwłoki, z ożywieniem których miał eksperymentować rząd blisko dwie dekady wcześniej. Nieuwaga obu mężczyzn prowadzi do wypadku. Z beczki wydostają się opary gazu. Po chwili do życia powracają zgromadzone w budynku martwe motyle i spreparowane dla studentów medycyny psy. Atmosfera zagęszcza się, gdy mężczyźni słyszą, miarowe uderzenia w drzwi, dobiegające z wnętrza chłodni…

Tak rozpoczyna się fabuła jednego z najsłynniejszych horrorów o żywych trupach. Nie stanowi ona rewolucji na miarę "Nocy…" czy  "Świtu" Romero, jednak trudno poczytywać to jako jakiś wielki zarzut. Tym bardziej, że O’Bannonowi udaje się napisać coś, co idealnie wypełnia przyjętą przez niego formułę rozrywkowego horroru. Akcja rozwija się dynamicznie, czerpiąc garściami z rozwiązań, którymi przecierał szlaki Romero w swoim debiutanckim filmie. Scenariusz jest napisany zaskakująco sprawnie, podobnie zresztą jak dialogi, na które solidna porcja ironii i czarnego humoru podziałała bardziej ożywczo, niż filmowy Trioxyn na spoczywające pod ziemią trupy.

Warto powiedzieć dwa słowa na temat zbieżności "Powrotu żywych trupów" ze wspominanym przeze mnie kilkakrotnie filmem Romero. Pierwotnie produkcją filmu miał zająć się sam Romero, a jego reżyserią - Tobe Hooper. Ostatecznie ani jedna, ani druga postać nie przystąpiła do realizacji filmu, jednak ich wywarły one pośredni wpływ na kształt obrazu O’Bannona. Pierwsze odniesienie do legendy horroru znajduje się już w prologu. Co ciekawe, mamy tu do czynienia z inspiracją typu "film w filmie", bowiem jeden z bohaterów wymienia tytuł "Nocy…" i w najlepsze komentuje przekłamania (!) wobec rzeczywistego stanu rzeczy, jakie miały znaleźć się w tym filmie pod wpływem presji, jaką na twórców miał wywrzeć amerykański rząd. Ta scena,  wraz z informacją z początku filmu O’Bannona (podkreślającą z całą powagą, że wydarzenia przedstawione miały miejsce i że nie zmieniono kluczowych nazw ani imion bohaterów) sugeruje, że mamy do czynienia z kolejnym filmem, który za swój cel postawił sobie przełamanie bariery "bezpiecznego strachu". Widzowie, którzy pójdą tym tropem mogą się poczuć oszukani, ale "Powrót żywych trupów" nie jest filmem, na który można się gniewać.
Jak wspomniałem, nie mamy w tym obrazie, wbrew pozorom – do czynienia z kolejną krytyką społeczną w zawoalowanej formie horroru o zombie. Brak w "Powrocie…" patosu, przemyśleń i aspiracji na miarę legendarnej "Nocy…". Nie znaczy jednak, że należy uczynić z tego zarzut. Przeciwnie.

Polityczna wymowa filmu O’Bannona ogranicza się do kilku zgryźliwych komentarzy pod adresem amerykańskiego rządu. Pamiętać należy, że czasy do których odwołuje się akcja filmu zawierają wciąż żywą pamięć o wojnie wietnamskiej, której obraz w oczach społeczeństwa amerykańskiego zniekształcał się pod wpływem odkrycia takich rządowych wynalazków, jak choćby okrytego ponurą legendą "Pomarańczowego Agenta". Wątki tego rodzaju, z których Romero uczyniłby pewnie kolejny punkt wyjścia dla obrazu zaangażowanego politycznie, u O’Bannona znajdują sobie dość przewrotny kontekst. Zrównoważona mieszanka horroru i komedii, którą jest "Powrót żywych trupów" stanowi raczej próbę oddechu i oswojenia antyrządowej paranoi, aniżeli ulegnięcia jej, przez wejście z nią w dialog.
Film znakomicie sprawdza się w tej roli, głównie za sprawą włączonych do fabuły komediowych akcentów. Wiele jego scen, motywów, czy choćby dialogów przeszło już do historii. Przeszło, dodajmy – zupełnie słusznie, ponieważ są w "Powrocie…" momenty prawdziwej błyskotliwości i wdzięku. Wspomnę choćby słynne "Przyślijcie więcej lekarzy…", czy scenę przemiany w zombie jednej z bohaterek. Długo można by wymieniać zalety tego obrazu. Największą z nich jest to, że wszystkie pomysły, z jakich zbudował swój film O’Bannon to pomysły udane, a ekipa pracująca nad powstaniem filmu nie zmarnowała żadnego z nich. Tyczy się to w równej mierze aktorów, operatorów, ludzi odpowiedzialnych za muzykę, efekty specjalne i charakteryzacje. Nie ma w ty filmie skopanych czy jawnie słabych momentów, a do tego starzeje się on z prawdziwą klasą, stanowiąc wciąż jedną z najjaśniejszych gwiazdek amerykańskiego horroru lat osiemdziesiątych.

Drobne wpadki realizacyjne oraz nie do końca przekonywujące zakończenie nie stanowią wystarczająco mocnego powodu, żeby nie polecić "Powrotu żywych trupów" każdemu, kto szuka ciekawego, przemyślanego i pomysłowo zrealizowanego kina grozy. Pozostaje tylko wyrazić żal, że współczesnych reżyserów nie stać na stworzenie tak bezpretensjonalnego i znakomitego filmu, który nic sobie nie robi z deprecjonującej łatki rozrywkowego horroru, co pozwala mu chwilami wznieść się ponad nią.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
W magazynie z pomocami medycznymi dwóch lekkomyślnych pracowników - Frank i Freddy - otwiera kontener ze... czytaj więcej
W 1985 roku do kin weszła nieoficjalna kontynuacja filmu "Noc żywych trupów" George'a Romero, tym razem w... czytaj więcej
Ciężko mi jest przekonać się do nowego gatunku filmowego, z którym wcześniej nie miałem wyraźnie do... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones