Recenzja filmu

Pewnego dnia (2018)
Zsófia Szilágyi
Zsófia Szamosi
Leó Füredi

Rumuński realizm na Nizinie Węgierskiej

"Pewnego dnia" to ogólnie udany debiut. Film ważny i głęboko prawdziwy. A przy tym nie jest to kino dla każdego. Jego odbiór wymaga sporo cierpliwości, wyciszenia się, pogodzenia się z powolnym
"Pewnego dnia" wygląda jak próba przeniesienia estetyki rumuńskiej nowej fali na drugą stronę Karpat, na Węgry. W filmie obserwujemy półtorej doby z życia Anny – trzydziestokilkuletniej kobiety z klasy średniej z mężem i trójką dzieci. Większość akcji toczy się w mieszkaniu Anny. Twórcy filmują je lekką kamerą z ręki, tak jak zresztą większość scen. Taki zabieg inscenizacyjny daje widzom poczucie kompletnego zanurzenia w codzienny świat Anny, co pogłębia pozbawiona muzyki ścieżka dźwiękowa, atakująca nas kaskadą irytujących dźwięków, jakie stanowią często ignorowane w biegu tło życia w wielkim mieście.


Anna pracuje jako nauczycielka włoskiego w szkole językowej. A jednocześnie to na nią spada większość obowiązków związanych z pracą w gospodarstwie domowym. To ona kładzie dzieci spać i je budzi, zawozi do szkoły i na popołudniowe lekcje baletu, wiolonczeli i szermierki. Pokazanie tego wszystkiego na ekranie jest dla reżyserki Zsófii Szilágyi politycznym gestem. Jej kamera użycza widoczności czemuś, co w naszej kulturze pozostaje w ukryciu: rzeczywistości codziennej, żmudnej pracy opiekuńczej i emocjonalnej, jaka ciągle, nawet w wykształconych, wielkomiejskich parach, spada najczęściej nieproporcjonalnie na kobiety. Choć film Szilágyi wolny jest od otwarcie polityczno-publicystycznego zacięcia, to stawia pytania o węgierski model rodziny i o to, kto w nim płaci głównie cenę za posiadanie dzieci.

Motyw genderowy to tylko jeden wątek filmu. Drugi to poczucie ogólnej niepewności, jakie dręczy świat bohaterów: społecznej, finansowej, emocjonalnej, wreszcie egzystencjalnej. Rodzina Anny pełna jest właściwych dla klasy średniej aspiracji, ale brakuje jej środków finansowych na jej spełnienie. Mąż kobiety Szabolcz wykonuje prestiżowy zawód prawnika, ale zarabia niewiele. Pisze nocami książkę (podręcznik?), jaki ma rodzinie zapewnić dobrobyt, ale Anna chyba średnio wierzy w te plany. Para ma ciągle problemy finansowe i łata budżet pożyczkami od matki Szabolcza. Z banku przychodzi list o wypowiedzeniu kredytu – na razie to pomyłka, ale też sygnał, jak krucha jest bytowa sytuacja małżeństwa. 

 

I to nie tylko w czysto finansowym wymiarze. Anna odkrywa, że jej dawna przyjaciółka, Gabi, zakochała się w Szabolcu. Gabi i Szabolcz pisali do siebie, spotykali się, zapewniają, że romans się nigdy nawet nie zaczął, że nie spali ze sobą. Ale też nie chcą zerwać ze sobą kontaktów. Anna przytłoczona codzienną rutyną nie ma pewności, czy rodzina, dla której tak dużo pracuje, ma tak naprawdę przed sobą jakąś przyszłość.


Twórcy filmu zostawiają nas z tym poczuciem niepewności. Nie oferują na koniec żadnego zamknięcia, oczyszczenia, wyjaśnienia sytuacji. Zostajemy wyłącznie z poczuciem wszechogarniającej niepewności. W świecie, w jaki wkroczyliśmy na blisko 90 minut, nie ma żadnego pewnego punktu oparcia, żadnego twardego gruntu. Podobny brak twardego gruntu pod nogami czuje w mniejszym lub większym stopniu cała postkomunistyczna klasa średnia z naszego regionu, rozdarta między aspiracjami rodem z Berlina i Londynu a pensjami z Poznania, Ołomuńca czy Debreczyna. W historii Szabolca i Anny ta grupa widzów rozpozna wiele własnych problemów. Także w Polsce.

"Pewnego dnia" to ogólnie udany debiut. Film ważny i głęboko prawdziwy. A przy tym nie jest to kino dla każdego. Jego odbiór wymaga sporo cierpliwości, wyciszenia się, pogodzenia się z powolnym tempem, z powtarzalnością, z pozornie pustymi przebiegami wielu scen. Czasami reżyserka faktycznie traci tempo, spod jej ręki wychodzą sceny, które po prostu nużą. Całość się jednak broni. Warto obejrzeć, a jeszcze bardziej czekać na to, co Zsófia Szilágyi pokaże w następnym filmie. 
1 10
Moja ocena:
7
Filmoznawca, politolog, eseista. Pisze o filmie, sztukach wizualnych, literaturze, komentuje polityczną bieżączkę. Członek zespołu Krytyki Politycznej. Współautor i redaktor wielu książek filmowych,... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones