Recenzja filmu

Słuchajcie, a znajdziecie

Zabieg realizacyjny – oprócz dostarczania trafnego symbolu – ratuje zarazem "Anę Arabię" przed totalnym... nudziarstwem. Scenariusz składa się bowiem z szeregu banalnych rozmów: bohaterka
Długie ujęcie nieraz jest tylko sztuczką w repertuarze filmowca, sposobem na połechtanie własnego ego, danie upustu niezdrowym ambicjom. To jednak również potężne narzędzie, które – wykorzystane ze zrozumieniem dla jego specyfiki – potrafi wynieść daną scenę na wysokości niedostępne w świecie tradycyjnego montażu. Amos Gitai zdaje się to wiedzieć. Choć jego film w całości zrealizowany jest w jednej, 85-minutowej jeździe kamery, "Ana Arabia" nie jest pustym formalnym popisem. I choć dominującą formą podawczą jest tu dialog – a nie operatorskie triki – reżyser formułuje swoje przesłanie właśnie za pośrednictwem czystego języka kina.

Sposób realizacji i namacalność świata uchwyconego w kadrze Gitaia sprawiają, że całość ogląda się niemal jak dokument. Narracyjnym punktem wyjścia jest zresztą reportaż. Yael, młoda izraelska dziennikarka odwiedza pewne osiedle na przedmieściach Tel Avivu. To tutaj mieszkała pewna kobieta, ocalała z Auschwitz Żydówka, która wyszła za mąż za Araba. Bohaterka ma zamiar napisać o zmarłej artykuł i przyjechała porozmawiać z jej znajomymi i krewnymi. Krążąc po podwórku spotyka kolejnych jego mieszkańców i poznaje ich marzenia, nadzieje, problemy, odkrywając prawdziwe zagłębie tematów wartych dalszej eksploracji (i materiał na kolejne reportaże).

Interlokutorzy opowiadają Yael o swoich doświadczeniach, dzielą się przemyśleniami, wnioskami. Jedna z przepytywanych przez nią kobiet stwierdza co prawda sentencjonalnie, że "milczenie jest złotem", ale Gitai pokazuje coś przeciwnego. To film o potrzebie mówienia, zwierzania się. To w rozmowie, gotowości do otwarcia się na kogoś i przed kimś, jest bowiem szansa na przezwyciężenie uprzedzeń i stereotypów – zdaje się sugerować twórca. Nieprzypadkowo w centrum zainteresowania dziennikarki pozostaje właśnie związek Araba i Żydówki; dla wielu rzecz nie do pomyślenia. Takich paradoksów jest tu więcej. Najbardziej zaskakuje chyba stwierdzenie jednego z mieszkających w zwiedzanej przez bohaterkę dzielnicy mężczyzn, który przyznaje, że żyje w najlepszym możliwym miejscu na świecie. Z trudem wiąże koniec z końcem, ale czuje poczucie przynależności, wolności płynącej z mieszkania w swoim otoczeniu. I to jest dla niego najważniejsze.

Gitai zdaje się wtórować słowom tego człowieka, czyniąc równoprawnym bohaterem filmu samo miejsce akcji. Daje tu o sobie znać wykształcenie reżysera (studiował architekturę), jego wrażliwość na relacje przestrzenne. Stąd też wynika koncepcja jednego, nieprzerwanego ujęcia. Twórca tłumaczył, że chciał w ten sposób pokazać ciągłość stosunków między bohaterami, dać znak pokojowej koegzystencji, zgody. To jakby rewers "Kodu nieznanego" Hanekego, gdzie cięcia montażowe metaforyzowały zanik relacji międzyludzkich. W filmie Austriaka nawet ujęcia się ze sobą nie stykały. U Gitaia tymczasem płynąca od postaci do postaci kamera sugeruje niewidzialną nić powiązań – nie tylko między kolejnymi ludźmi, ale również między człowiekiem a zamieszkiwaną przez niego przestrzenią.

Zabieg realizacyjny – oprócz dostarczania trafnego symbolu – ratuje zarazem "Anę Arabię" przed totalnym... nudziarstwem. Scenariusz składa się bowiem z szeregu banalnych rozmów: bohaterka chodzi po podwórku i pyta ludzi o to, jak im się żyje. Brakuje tu napięcia, konfliktu; całość jest dramaturgicznie płaska. Całe skupienie i uwaga widza wywołane jest dzięki utrzymaniu ujęcia. Gitai wyzwala empatię, zachęca do przyjrzenia się drugiej osobie. Pod tym względem odnosi duży sukces.
1 10
Moja ocena:
6
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones