Recenzja filmu

Turbo (2013)
David Soren
Leszek Zduń
Ryan Reynolds
Paul Giamatti

Szybki i miękki

Animacja DreamWorks krok po kroku zalicza kolejne checkpointy historii "od zera do bohatera". Nim Teoś/Turbo dopnie swego, będzie musiał przełknąć zniewagi loży szyderców, znaleźć kilku
Choć na pierwszy rzut oka tego nie widać, "Turbo" to bliski krewny "Ratatuja". W obu filmach bohaterem jest niepozorne i niepokorne zwierzę, które pragnie od losu czegoś więcej niż jego pobratymcy. Konkretniej: chce osiągnąć mistrzowski poziom w zajęciu zarezerwowanym dla ludzi. A skoro szczur może być szefem kuchni, to dlaczego ślimak nie ma prawa ścigać  w rajdzie Indianapolis 500? Hollywood nie bez powodu nazywa się Fabryką Snów.

Winniczek Teoś nie ma dobrej opinii w stadzie. Noce zarywa, oglądając na wideo relacje z rajdów, a za dnia nie przykłada się do zbierania pomidorów z ogrodowych grządek. Nie pomaga strofowanie ze strony brata ani groźby przywódcy ślimaczej bandy – Teoś prędzej skończy pod kołami kosiarki, aniżeli zrezygnuje z marzeń. Ciąg dalszy przypomina komiks o superbohaterach: na skutek splotu przedziwnych okoliczności nasz dzielny mięczak zostaje stuningowany, dzięki czemu będzie zdobywał osiągi godne Lewisa Hamiltona. Stąd już tylko krok, aby pasjonat motoryzacji mógł wystartować na legendarnym torze i zmierzyć się ze swoim idolem.

Animacja DreamWorks krok po kroku zalicza kolejne checkpointy historii "od zera do bohatera". Nim Teoś/Turbo dopnie swego, będzie musiał przełknąć zniewagi loży szyderców, znaleźć kilku sprzymierzeńców, a  wreszcie w krytycznym momencie raz jeszcze uwierzyć we własne możliwości. Tę starą baśń ogląda się jednak z przyjemnością, bo udało się  w niej upakować parę fajnych pomysłów. Na przykład ten, by osadzić części akcji filmu w niespenetrowanym jeszcze przez hollywoodzkie animacje środowisku Latynosów. Do tego dochodzi znakomity hip-hopowy soundtrack ze szlagierami Snoop Dogga, Run-D.M.C. i House of Pain, które w zabawny sposób komentują zdarzenia na ekranie.

Najwięcej frajdy sprawią widzom, oczywiście, sceny wyścigów. Dopieszczone wizualnie, łączące hiperrealizm z hiperfantazją są zaprzeczeniem tego, co pakowano nam do głowy o teorii grawitacji na lekcjach fizyki. Gwarantuję, że podnoszą ciśnienie równie skutecznie co cyrkowe popisy "Szybkich i wściekłych" i "Speed Racera". Za każdym razem, gdy Turbo grzeje pod skorupą silnik, akcja dostaje kopa, a widzowie kota na punkcie prędkości. Po seansie starsi będą chcieli się wyszaleć za kierownicą opla, a młodsi zarządzą wizytę w sklepie z zabawkowymi samochodami.
1 10
Moja ocena:
6
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones