Recenzja filmu

Gangi Nowego Jorku (2002)
Martin Scorsese
Leonardo DiCaprio
Daniel Day-Lewis

Tajemnice Nowego Jorku

<i><a href="http://gangi.nowego.jorku.filmweb.pl/" class="text"><b>"Gangi Nowego Jorku"</b></a> - film, o którym krążą legendy</i> - tak brzmi hasło promujące najnowszy obraz <a
"Gangi Nowego Jorku" - film, o którym krążą legendy - tak brzmi hasło promujące najnowszy obraz Martina Scorsese i trzeba przyznać, że jest w nim wiele prawdy. W licznych wywiadach reżyser mówił że pomysł realizacji filmu narodził się w jego głowie prawie 30 lat temu i wiele czasu minęło zanim udało mu się znaleźć producentów gotowych zaangażować się w projekt. W końcu poszukiwania zakończyły się sukcesem. "Gangami" zainteresowało się studio Miaramax, które przeznaczyło na film budżet w wysokości 100 mln. dolarów. To jednak nie był koniec kłopotów... Kiedy rozpoczęły się prace na planie w mediach pojawiły się informacje o konflikcie pomiędzy Scorsese a DiCaprio, który ponoć spóźniał się notorycznie na plan, nie słuchał się reżysera i zachowywał jak 'gwiazdor'. Później studio Miramax zdecydowało się przesunąć premierę "Gangów" z roku 2001 na 2002, gdyż film wymagał ponoć przemontowania i kilku dokrętek. Kiedy wreszcie obraz Scorsese pojawił się na ekranach okazało się, że jest to wersja znacznie skrócona przez producenta, który zmusił reżysera do usunięcia prawie 90 minut filmu. Droga "Gangów" do kin obfitowała w przygody i jak pisał jeden z amerykańskich recenzentów, dokument opisujący powstawanie obrazu sam w sobie zasługiwałby na uwagę. Teraz film Scorsese trafił również na nasze ekrany i przyznam się, że bardzo jestem ciekaw jak zostanie odebrany przez publiczność. "Gangi Nowego Jorku" to bowiem film dobry, zapadający w pamięć, ale nie wolny od błędów i kontrowersyjny. Akcja "Gangów Nowego Jorku" rozpoczyna się zimą 1846 r. Film otwiera scena bitwy pomiędzy "Tubylcami" - gangiem rodowitych Amerykanów pod wodzą Billa "Rzeźnika", a imigrantami dowodzonymi przez "Księdza" Vallona. Brutalna walka kończy się klęską tych ostatnich, a sam Vallon ginie z ręki Rzeźnika. Świadkiem tych wydarzeń jest kilkuletni syn "Księdza", który po śmierci ojca zostaje oddany do sierocińca. Mija 16 lat... Mały chłopiec pod przybranym imieniem Amsterdam powraca do Nowego Jorku aby zemścić się na Rzeźniku. Ten jednak jest już jedną z najbardziej wpływowych postaci w mieście, ściśle powiązaną ze skorumpowanym politykiem Williamem Tweedem. Amsterdam postanawia uciec się do podstępu. Chłopak dołącza do bliskiego otoczenia Rzeźnika, pogrążając się w świecie zmiennych zasad i okrucieństwa, z którego chciałby jak najszybciej uciec. Jednak im bardziej zbliża się do Billa, tym silniej oddziałuje na niego jego swoisty urok. Popada w konflikt z samym sobą, zmagając się z lojalnością wobec ufającego mu Rzeźnika, a sekretem dotyczącym własnej przeszłości i powziętych wcześniej zamiarów. "Gangi Nowego Jorku" to film imponujący. Zdjęcia, scenografia, pomysł, dbałość o szczegóły w przedstawianiu realiów XIX w. Nowego Jorku wzbudzają autentyczny zachwyt. Szkoda, że w parze z powyższymi nie idzie scenariusz, który - mówiąc delikatnie - jest banalny i mocno niedopracowany. Historia dążącego do zemsty Amsterdama jest wtórna i przewidywalna. Podobnych fabuł kino zna tysiące, a ta nie wyróżnia się na ich tle niczym szczególnym. Co gorsza bohaterowie "Gangów" są w scenariuszu zaledwie zarysowani, przez co widzowie nie czują się z nimi specjalnie związani i nie przejmują się zbytnio ich losem. Przyznam się szczerze, że mnie w filmie bardziej zainteresowała sama otoczka wydarzeń, nowojorska XIX-wieczna rzeczywistość i codzienność, niż główny wątek fabularny. Ten pozostawił mnie - niestety - cudownie obojętnym. Irytująca jest także pompatyczność, sztuczność niektórych scen i dialogów. Scorsese w wywiadach przyznawał, że starał się nadać swojej opowieści wymiar symboliczny, ale efekt jaki dzięki temu osiągnął jest daleki od doskonałości. Symbolika jest banalna i naiwna, a postępowanie bohaterów wydaje się często nielogiczne, żeby nie powiedzieć głupie. Sytuacji nie ratuje również aktorstwo, które w większości wypadków pozostaje na dobrym, acz nie wybitnym poziomie. Wyjątkiem jest tutaj Daniel Day-Lewis - odtwórca postaci Billa Rzeźnika, który w "Gangach" stworzył jedną z najlepszych kreacji swojego życia. Rzeźnik Lewisa, jest gwałtowny, szorstki, brutalny i bezwzględny, ale jest jednocześnie człowiekiem honoru z dużym poczuciem humoru. Śmiało można powiedzieć, iż Daniel Day-Lewis ukradł film pozostałym aktorom. Kiedy pojawia się na ekranie wszystkie oczy skierowane są na niego. Rzeźnik przykuwa uwagę widzów jak magnes. Równie dobrze wypadli Jim Broadbent - jako polityk William Tweed oraz Brendan Gleeson w roli Waltera McGinna. Zagrali tak dobrze, że aż żal, iż powierzono im jedynie role drugoplanowe. Na szczęście złego słowa nie można powiedzieć o realizacji samego obrazu. Wspaniałe zdjęcia Michaela Ballhausa, mroczne, przytłumione wszechobecnym dymem doskonale oddają atmosferę dzielnicy Five Pionts - miejsca gdzie panuje wszechobecna bieda. W parze ze zdjęciami idzie doskonały montaż, którego autorką jest Thelma Schoonmaker wieloletnia współpracownica Scorsese. Największe brawa należą się jednak scenografowi Dante Ferrettiemu, drugiemu obok Daniela Day-Lewisa artyście, który w tym roku został - moim zdaniem - skrzywdzony przez Amerykańską Akademię Filmową. Feretti we włoskich studiach Cinecitta zbudował od podstaw XIX-wieczny Nowy Jork. W swojej pracy wykorzystał ryciny, książki z ilustracjami i zdjęcia pochodzące z tego okresu. Przedmioty jakie pojawiają się w filmie wzorowane są na archeologicznych znaleziskach pochodzących z wykopalisk na Dolnym Manhattanie. Ja ten Nowy Jork "kupiłem". Rzeczywistość przedstawiona w filmie - co już pisałem - zafascynowała mnie dużo bardziej niż sama fabuła "Gangów". Scorsese pokazał Nowy Jork w sposób w jaki nie pokazał go nikt wcześniej. Nie jako silną metropolię, Wielkie Jabłko, ale jako arenę walk pomiędzy niezliczonymi grupami społecznymi i zawodowymi, która dopiero miała przekształcić się w jedno z największych miast na świecie. W "Gangach" wszyscy walczą ze wszystkimi. Tubylcy z imigrantami, policjanci z policjantami, strażacy, ze strażakami. Totalny chaos. W tym kontekście ironicznej wymowy nabiera zakończenie filmu, w którym widzimy współczesny Nowy Jork jeszcze z WTC w tle (zdjęcia zostały ukończone przed zamachami 11 września). "Oto z czego wziął się Nowy Jork, popatrzcie na swoich przodków, poznajcie swoje korzenie" - zdaje się mówić Scorsese przeświadczonym o swojej wielkości i wyjątkowości nowojorczykom. "Gangi Nowego Jorku" to film nie wolny od błędów, w wielu miejscach niedoskonały, ale mimo wszystko wart zobaczenia. Mnie ponad 2,5 godziny w kinie minęły bardzo szybko i już wybieram się na drugi seans. Ten film na pewno podzieli widzów, tak samo jak podzielił krytyków, ale nikogo na pewno nie pozostawi obojętnym. A to jest chyba najważniejsze.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Wszystko, co zostało wykorzystane w trakcie kręcenia zdjęć, jakiś czas później zniknęło pod gruzami WTC.... czytaj więcej
Niewątpliwie założeniem twórców "Gangów Nowego Jorku" było stworzenie dzieła wybitnego, filmu, który... czytaj więcej
"Nie synu, nigdy. Krew zostaje na ostrzu. Pewnego dnia zrozumiesz" – mówi ojciec do syna nie chcąc, by... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones