Recenzja filmu

W samym sercu morza (2015)
Ron Howard
Chris Hemsworth
Benjamin Walker

Woda, krew i olej

Idąc do kina na film kogoś takiego jak Ron Howard, trudno zagłuszyć wygórowane oczekiwania. Człowiek, który dał światu takie dzieła jak "Piękny umysł", "Wyścig", oraz "Apollo 13" jest przecież
Idąc do kina na film kogoś takiego jak Ron Howard, trudno zagłuszyć wygórowane oczekiwania. Człowiek, który dał światu takie dzieła jak "Piękny Umysł", "Wyścig", oraz "Apollo 13" jest przecież specjalistą od dramatyzmu i budowania napięcia, które są podstawowymi elementami większości jego filmów. Są również nieodłączną cechą "Moby Dicka" autorstwa Hermana Melville'a.  Powieść i reżyser wyraźnie zatem do siebie pasują.



Jednak, już od pierwszych minut seansu, wyczuwa się, że scenariusz "W samym sercu morza" nie grzeszy ponadprzeciętną oryginalnością, mimo bazowania na powieści, która była pierwowzorem dla większości morskich historii, które dziś znamy. Opowieść nabiera z wolna tempa, nie narzucając się zanadto, jednak przedstawiona jest w na tyle interesujący sposób, że trudno się w nią nie zaangażować. Stopniowo sami zaczynamy stawać się częścią załogi okrętu, której losy przychodzi nam śledzić z perspektywy  Thomasa Nickersona (Tom Holland), a historie każdego z jej członków stają się dla nas coraz istotniejsze i głębsze, dobrze rozbudowując początkowo nieciekawe postacie. Wydarzenia, które obserwujemy na ekranie, zdają się prowadzić do jednego wypadku, na który w napięciu oczekujemy. 

Głównym motywem przewodnim okazuje się jednak nie walka z legendarnym Białym Wielorybem, lecz z samym oceanem, który potrafi równie łatwo dzielić się swoimi darami, jak i je odbierać. "Czym aż tak uraziliśmy Boga?" - pyta w pewnym momencie pierwszy oficer Owen Chase (Chris Hemsworth). Pytanie, które zdaje się być niezwykle wymownym podsumowaniem całej historii zawartej w opowieści, o żeglarzach pozostawionych na łasce wzburzonych wód oceanu, stale działającego na ich niekorzyść. Chciwość i żądza zysku pchają ich bowiem do wydzierania cennego oleju z trzewi wielorybów aż po same granice. Granice rozsądku oraz znanego im świata.



Mimo tak dobrego ukazania tragedii, która spotkała bohaterów filmu (w tym Howard zawsze był przecież najlepszy), nie obyło się niestety bez potknięć, które momentami psują odbiór całości. Największym  z nich jest, o dziwo, wątek słynnego kaszalota, który został potraktowany zbyt powierzchownie, a samo zwierzę, zagościło na ekranie zaledwie kilka razy. Najgorsze jest jednak to, że produkcji brak charakterystycznej epickości, która wyróżniała jej literacki odpowiednik. Mimo dobrego scenariusza, świetnych efektów specjalnych oraz niezłej gry aktorskiej, film nie zostanie zapamiętany na długo. Nie reprezentuje sobą bowiem niczego czego jeszcze nie dane nam było zobaczyć w innych podobnych obrazach, niejednokrotnie wyreżyserowanych przez samego Howarda, eksperta od tego typu kina. Wątki, które mogłyby zostać całkowicie pominięte, zbyt często wypierają kluczowe kwestie, które mogłyby nadać historii więcej dynamizmu.



Czy w "W samym sercu morza" jest filmem godnym takiego arcydzieła jak "Moby Dick"? Nie. Nie jest to opowieść na miarę swego oryginału, który zapadł w pamięć czytelników ponad 150 lat temu. Mimo to, jest produkcją udaną, która może nie zdobędzie serc wszystkich widzów, ale z pewnością ich zadowoli. W dzisiejszym kinie, w którym liczy się przede wszystkim czysty zysk, trudno o film który angażowałby tak mocno w opowiadaną historię. Na szczęście, na Howarda zawsze można w tej kwestii liczyć.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Prawdopodobnie niezwykle odkrywcze stwierdzenie, iż "Moby Dick" jest kamieniem milowym amerykańskiej... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones