Recenzja filmu

Toy Story 2 (1999)
Joanna Wizmur
Ash Brannon
Tom Hanks
Tim Allen

Zabawki ruszają w świat

Obejrzany jedenaście lat po premierze, film magików z Pixara (wciąż) robi kolosalne wrażenie. Podobnie jak inne utwory z tego studia, autoryzuje nową-starą poetykę w mainstreamowej animacji,
Nie wiem, gdzie się podziewałem, kiedy "Toy Story 2" podbijało kina, ale wierzę, że miałem dobrą wymówkę. Obejrzany jedenaście lat po premierze, film magików z Pixara (wciąż) robi kolosalne wrażenie. Podobnie jak inne utwory z tego studia, autoryzuje nową-starą poetykę w mainstreamowej animacji, wolną od narcystycznej intertekstualności a'la "Shrek".  

Nie tracąc czasu na taśmożerną ekspozycję, autorzy rzucają nas w wir kolejnej przygody. Tym razem zabawki ruszają na ratunek Chudemu, który trafił w ręce obleśnego kolekcjonera (czarna koszulka, rumiane policzki, palce jak serdelki, okulary, łysinka, znacie ten typ). Gdy z odsieczą przybywa stary druh, Buzz Astral, pojawia się problem. Chudy musi wybierać między lojalnością wobec przyjaciół a wygodnym życiem na sklepowej półce... w Japonii, bo właśnie tam grubasek ma zamiar wyeksportować zabawkę. Takich dylematów starczyłoby zresztą na kilka kolejnych części. Po seansie, echem odbijają się pytania, zadawane w tym cyklu najczęściej: co czyni zabawki (a więc nas, bo są to zabawki uczłowieczone) wyjątkowymi i dlaczego muszą o tę wyjątkowość walczyć?

John Lasseter (świetne, choć niedocenione "Auta") zapoznał się z niepisanym kodeksem sequeli (więcej, szybciej, głośniej) i podszedł do jego dyrektyw z twórczym entuzjazmem. Zabawki opuszczają niewielki pokój swojego właściciela, Andy’ego i ruszają "w wielki świat". Akcja gna więc jak szalona, a postaci przesypują się przez ekran w ilościach hurtowych, nakręcając karuzelę gagów. Bywa jednak, że obserwujemy coś na kształt stopklatki z tej szaleńczej jazdy. Autorzy znajdują czas na charakterystykę bohaterów, bezinwazyjnie wtłaczają w ich plastikowe główki kolejne morały. Podsumowaniem ich elegancji, klasy i stylistycznej wirtuozerii jest pojedynczy cytat z "Gwiezdnych wojen" (a konkretniej z "Imperium kontratakuje"). Jedenaście lat temu była to scena prorocza, zapowiadająca sukces wiadomej poetyki. Dzisiaj uzmysławia, że dobra animacja poradzi sobie bez asekuranckiego puszczania oczka do widza.   
1 10
Moja ocena:
8
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?