Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Do trzech (udanych) razy sztuka

Trzecia część serii ''Piratów z Karaibów" nie ustępuje w niczym poprzednim, a nawet je przewyższa (zwłaszcza drugą).

Oto Elizabeth Swann i Will Turner wraz z załogą "Czarnej Perły" i zmartwychwstałym kapitanem Barbossą ruszają na ratunek Jackowi Sparrowowi. Biedak po połknięciu przez krakena trafił do tzw. Luku Davy'ego Jonesa.

Już pierwsza scena uświadamia nam, że film będzie dużo mroczniejszy od poprzednich, nie brakuje także psychologii. Nie wyklucza to jednak typowego dla serii humoru, który wciąż z gracją jest obecny w niemalże każdej minucie filmu i nawet chwilę po dość ponurych wydarzeniach nie razi, a autentycznie śmieszy.

Fabuła nie pozwala nam się znudzić i trzyma w napięciu, jest jednak zbyt skomplikowana i przeładowana wątkami. Nawet zagorzały fan pirackich przygód może mieć niekiedy problemy z połapaniem się w tym wszystkim, a co dopiero widz, który z serią zetknął się po raz pierwszy. Co dziwniejsze, mimo wielkiej ilości zdarzeń, w pewnych momentach wyczuwa się dłużyznę. Nieczęsto, ale jednak wystarczająco, by stwierdzić, że te trzy godziny to jednak ciut za dużo.

Scenarzyści szaleją na wszystkie możliwe sposoby, co sprawia, że serwują nam kilka niezbyt miłych niespodzianek - jak chociażby dość brutalne, a już z pewnością niepotrzebne zakończenie wątku admirała Norringtona. Aż tak bardzo im przeszkadzał?



Wrażenie robią efekty specjalne i zdjęcia (tu pokłon dla pana Wolskiego). Finałowa scena bitwy statków to coś przepięknego, wyjątkowy smaczek. Nie można oderwać wzroku.

Depp w roli Sparrowa jak zawsze rewelacyjny, a nawet - podszedł do tej kreacji ze świeższym okiem i w porównaniu z ''Skrzynią Umarlaka" widać pewną różnicę. Geoffrey Rush jako kapitan Hector Barbossa zachwyca jeszcze bardziej niż w ''Klątwie Czarnej PerłyObaj panowie stanowią wyśmienity duet aktorski. Keira Knightley radzi sobie coraz lepiej, a Bloom... jego brak talentu prawie nie rzuca się w oczy. Chociaż, gdy nadchodzi jego sądna chwila, widz, zamiast cierpieć wraz z nim, zaczyna się uśmiechać. Być może częściowo z politowania dla twórców, że do roli Willa Turnera wybrali, kogo wybrali, czyli kompletne beztalencie. Na uwagę zasługuje również Bill Nighy, któremu powierzono dosyć trudne zadanie - w końcu mógł grać jedynie głosem i gestami, na mimikę nie miał co liczyć, mając twarz pokrytą mackami. I wypadł wspaniale. Cała reszta ekipy tworzącej drugi plan wykonała należycie swoją rolę, nie sposób jest znaleźć jakąś czarną owcę w obsadzie.

Całości dopełnia cudowna muzyka autorstwa Hansa Zimmera.

''Piraci z Karaibów: Na krańcu świata" to kawał dobrego, interesującego, porządnie zrobionego filmu. Fani Sparrowa, produkcji spod znaku Jerry'ego Bruckheimera i akcji na pewno nie będą zawiedzeni.


Moja ocena:
9
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje