Spodziewałem się, że twórcy będą korzystać z oklepanych szablonów; i choć można dostrzec inspiracje takimi tworami jak produkcje Disneya z dawnych lat, to jednak jest to dość nowatorskie dzieło.
Do kina wybrałem się z grupką znajomych, dla sprecyzowania każdy z nas ma skończone dwadzieścia lat, niektórzy studiują, inni pracują. Maturę mamy więc już za sobą. Mieliśmy prosty cel: pośmiać się z kiepskiego filmu będącego mieszanką amerykańskich teen drama z polskimi aspiracjami kina młodzieżowego. Z butelką wyskokowego trunku w torebkach, zrobiliśmy bingo, które miało nam wyznaczać momenty, kiedy przechylimy szkło.
I rzeczywiście kilka razy udało nam się przewidzieć, co się w filmie znajdzie; takie pola jak "piosenka wyprodukowana przez Ekipę", "Impreza w amerykańskim stylu, koniecznie z czerwonymi kubeczkami", "Pojawienie się produktu ekipy/nawiązanie do Genzie", "Magia przyjaźni" czy "Padnie młodzieżowe słowo" zostały skreślone właściwie w pierwsze 30 minut. Tym samym z każdym kolejnym ruchem kamery byliśmy weselej nastawieni do tego filmu - nie spodziewałem się jednak, że aż tak miło się zaskoczę. Ten film naprawdę dobrze się oglądało. Serio. Przede wszystkim należy zaznaczyć, że jest to film nastawiony na młodszego widza, niezwykle family friendly, jedyny wulgaryzm, jaki padł, to "zasrany" pod sam koniec. W ustach Małgorzaty Foremniak brzmiał jednak jak prawdziwy komplement. Nie ma się więc czego obawiać - sześciolatek nie zostanie spaczony, można śmiało sadzać go na kanapie i odpalać tę produkcję.
Spodziewałem się, że twórcy będą korzystać z oklepanych szablonów; i choć można dostrzec inspiracje takimi tworami jak produkcje Disneya z dawnych lat, to jednak jest to dość nowatorskie dzieło. Główny bohater kompletuje ekipę ludzi, z którymi dokona napadu na Ministerstwo Edukacji, żeby zmienić wyniki matur i zostać dłużej w szkole. Z pomocą dziadka, o kryminalnej przeszłości, opracowuje plan, a potem przystępuje do jego realizacji.
Fabuła nie jest mocno dziurawa; zastosowano jedynie kilka zbiegów okoliczności pozwalających ją spiąć w momentach, gdy scenarzysta nie do końca wiedział, jak doprowadzić do wydarzeń, które chciał osiągnąć. Jest dość poprawna i od filmu skierowanego do dzieci nie spodziewałbym się zbyt wiele.
Największym minusem tego filmu są jego bohaterowie. Jest ich po prostu za dużo. Zbyt wiele postaci, które zupełnie nic sobą nie wnoszą, a które poznajemy. Ba, postaci które zostały użyte na materiałach promocyjnych, a są całkowicie nieistotne! Na grafice znajdziemy między innymi HiHanię, Kwolcziego, tego łysego lektora czy Julitę, bez których ten film mógłby spokojnie się obejść. Wycięcie ich nie spowodowałoby żadnej dziury w fabule. Są niemrawi, niepotrzebni.
Dowiadujemy się, że istnieje taki Szajba (grany przez Kwolcziego), ale on kompletnie nic nie wnosi poza tym, że jest w paczce znajomych Kapsla (w tej roli ŚwieżyBartek). Są też takie postaci jak zakochana parka złożona z Łysego i Julity - kompletnie nie mają wpływu na fabułę, a widnieją na grafikach promocyjnych filmu.
Finalny skład napadających na Ministerstwo to zupełnie inne osoby. Zobaczymy tam bohaterów odgrywanych przez Bartka Kubickiego, Mortalcia, Polę Sieczko czy Kingę Banaś. Kubicki wciela się w postać Zawadzkiego - najbardziej komediową z nich wszystkich. Pola gra zdolną hackerkę komputerową, która jest w stanie włamać się do systemów rządowych w Ministerstwie, a nie potrafi zdać matury na 30%. Banaś odgrywa natomiast Różę - marzącą o aktorstwie dziewczynę, która właściwie zdaje się być w niektórych sytuacjach prawdziwym mózgiem tej operacji. Jest jeszcze Mortalcio. On gra barana, przygłupiego mięśniaka z drużyny footballu amerykańskiego; całkowicie nic nie wnosi do misji, mogłoby go nie być. Mógłbym mieć uwagi do jego gry aktorskiej, ale przecież widziałem na ekranie postać, jaką mu wykreowali. Moja babcia mawiała: "z g*wna bata nie ukręcisz" i myślę że ta maksyma bardzo dobrze oddaje wyzwanie, jakie otrzymał podczas obsadzania go w tej roli.
Mimo wszystko film oglądało się przyjemnie. Szybko minął. Muzyka była dobrze wkomponowana, żarty skierowane do starszej widowni bawiły, szczególnie wywody dziadka Kapsla na temat kapitalizmu. Pojawił się też Wujek Łuki - na auli siedział grając księdza, fajny easter egg skierowany do najmłodszej publiki, oddanej Genzie. Pojawił się też sam Friz, grając Grubego - sojusznika dziadka Kapsla. Ostatnie minuty filmu, a wydaje mi się że jego cameo skradło serca największej ilości zgromadzonych na sali i wywołało salwy śmiechu. Dosłownie - wlatuje scena w helikopterze, wsiada pasażer, kamera pokazuje pilota, uśmiech Friza i cała sala kinowa wydaje pomruk, gwizd, rozlegają się szepty. Wszyscy reagują, mimo że wybiła północ, bo specjalnie wybraliśmy się na seans po 22:30. Po prostu jest poruszenie.
W sumie, gdybym miał robić ranking najzabawniejszych bohaterów, to na pierwszym miejscy byłby Zawadzki (Bartek Kubicki), potem Albercik (Qry) i Gruby (Friz). O Alberciku nie wspominałem, ale pojawił się kilka razy na ekranie, za każdym razem wywołując uśmiech.
Podsumowując, film nie jest zły. Jest znośny, poprawny. Dla młodej widowni - na pewno się spodoba, bo akcja leci szybko, jest zrozumiała, kolorowa i występują znani im influencerzy. Dla starszej - po prostu jest to przyjemny film, który można sobie puścić w tle i zająć się czymś innym.