Poszczególne warstwy filmu składają się na wielowątkową i wyczerpującą opowieść o kulcie sławy, na którym wznosi się współczesna, bollywoodzka popkultura.
Rajesh Ji wie, o co toczy się gra. Jest zabawniejszy niż Batman, skuteczniejszy niż inspektor Clouseau i przystojniejszy niż porucznik Colombo. Pracą prywatnego detektywa zajmuje się w miejscu, przy którym zarówno Paryż, jak i Gotham City wydają się stolicą prawa i porządku, czyli w Kalkucie. Jego profesja nie jest niczym niezwykłym – w obliczu opieszałości organów porządku publicznego, coraz więcej mieszkańców Indii decyduje się na podobną karierę. Za to sam Rajesh – podtatusiały miłośnik konkursów tanecznych, urodzony gwiazdor, ojciec dorastającego syna i mąż ciężko chorej żony – zasługuje już na pełnometrażowy dokument.
Philip Cox towarzyszy Rajeshowi w domu i w pracy – podgląda go podczas opieki nad żoną i zabawy z synkiem, obserwuje przygotowania do tanecznego show, do którego detektyw trenuje się wraz z kolegami z biura i – last but not least – podczas rozwiązywania kolejnych spraw zawodowych. Ji tropi cudzołożników, morderców i fałszerzy, a po godzinach czeka za kulisami na występ w odblaskowym, srebrzystym stroju, którego nie powstydziłby się Ziggy Stardust. Poszczególne warstwy filmu składają się na wielowątkową i wyczerpującą opowieść o kulcie sławy, na którym wznosi się współczesna, bollywoodzka popkultura. Jej emblematem, nawet w większym stopniu niż sam Rajesh, są współpracownicy bohatera, którzy bez trudu znaleźliby angaż w kinie policyjnym ostatniej dekady ubiegłego wieku.
Stylizowana na seriale policyjne pokroju "CSI" czołówka narzuca dynamiczny rytm historii. Ruchliwa kamera zagląda do slumsów, wciska się w ciasne alejki, wędruje za Rajeshem i jego doborową ekipą. Wątek kryminalny wydaje się nadrzędny wobec innych, na szczęście z niezłym efektem "pracuje" na marginalizowane warstwy filmu. Twórca nie pyta o moralny aspekt działań bohatera (np. o obsesyjne kultywowanie tanecznej pasji w obliczu choroby najbliższej osoby; czy Rajesh nie mógłby więcej czasu spędzać z żoną i dzieckiem?), nie zadaje sobie również trudu, by wgryźć się głębiej w podejrzane motywacje bohatera (chyba że uwierzymy na słowo skauta, że chodzi o bezinteresowną służbę ludzkości). Dla niego ważne jest go samo działanie i budowany na bazie owych aktywności społeczny wizerunek.
Nie powierzyłbym "Bengalskiemu detektywowi" własnego dziecka, ale gdybym miał wybierać między nim a Krzysztofem Rutkowskim, nie wahałbym się ani chwili.
Michał Walkiewicz - krytyk filmowy, dziennikarz, absolwent filmoznawstwa UAM w Poznaniu. Laureat dwóch nagród PISF (2015, 2017) oraz zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008). Stały... przejdź do profilu