Nasze matki, nasi ojcowie

"Scheda" subtelnie, ale konsekwentnie sięga po baśniowy sztafaż i sugeruje obecność czegoś nadprzyrodzonego, mitycznego, przyczajonego pod powierzchnią. Głęboka woda jest ugruntowanym kulturowo
Nasze matki, nasi ojcowie
Recenzja czterech pierwszych odcinków.

Piękne polskie słowo "scheda" oznacza według słownika PWN "odziedziczony po kimś majątek", "władzę lub wysokie stanowisko pozostawione przez kogoś" oraz "idee, tradycje, dobra kultury itp. przejęte z przeszłości i wywierające wpływ na teraźniejszość". W najnowszym serialu Anny Kazejak tą dziedziczoną przez pokolenia schedą są rodzinne dysfunkcje, zamiatane pod dywan zbrodnie i cienie autorytarnych ojców wciąż padające na życie ich dorosłych dzieci. Po "Brokacie" (2022), "Sortowni" (2023) i "Szadzi" (2024) polska reżyserka proponuje historię kryminalną, ale taką, w której równie ważny co samo śledztwo i nieczysta walka o spadek jest rozpisany na kilka osób, kameralny dramat psychologiczny. 


Rodzinę Mrozów poznajemy na pogrzebie nestora, wpływowego i powszechnie szanowanego marynarza Jana nazywanego przez bliskich "Johnnym" (Jacek Koman). Przygotowaniem uroczystości zajmuje się dwoje najstarszych dzieci mężczyzny – lokalny polityk i trener miejscowej drużyny piłkarskiej, Paweł (Grzegorz Damięcki), oraz właścicielka firmy zajmującej się połowem ryb, Hania (Magdalena Popławska). Atmosfera na pogrzebie zagęszcza się, kiedy pojawia się na nim niewidziany od wielu lat, skłócony z rodzeństwem Maciej (Bartosz Gelner). Napięcie wzrasta jeszcze bardziej podczas odczytywania testamentu, ponieważ okazuje się, że ojciec przepisał swój pokaźny majątek całkowicie wbrew oczekiwaniom dzieci. To tylko początek problemów. Kilka miesięcy po pogrzebie z morza zostaje wyłowione ciało kolejnego z Mrozów, a krótko po nim na wierzch wypływają kolejne rodzinne sekrety... i zbrodnie. Jeśli wszystko, co do tej pory napisałam, przywołuje wspomnienia o "Bloodline" (2015-2017), to są to skojarzenia słuszne. Amerykański serial z pewnością stanowił inspirację dla reżyserki Anny Kazejak i scenarzysty Bartosza Janiszewskiego. Nie jest to ciężki grzech – jeśli już powielać, to dobre wzorce. "Scheda" nie jest może produkcją oryginalną, ale satysfakcjonującą i solidną, oferującą dobrą rozrywkę miłośnikom kryminalnych zagadek z rodzinnymi sekretami w tle.


Mocną stroną serialu jest cała jego warstwa audiowizualna. Bałtyk w oku kamery Bartka Cierlicy i Piotra Niemyjskiego jest groźny, niepokojący, chłodny. Nawiązująca do szant i folkowych motywów ścieżka dźwiękowa dodaje unikalnej atmosfery. "Scheda" ma w sobie klimat skandynawskiego kryminału z odrobinką "Kultu" (1973), ale pozostaje bardzo polska. Kazejak już w "Fucking Bornholm" (2022) pokazała, że rozumie duszę Bałtyku i potrafi uchwycić ją w kadrze, jednak w morskich wątkach jej najnowszego serialu chodzi o coś głębszego niż tylko ładny obrazek. Estetyka staje się nośnikiem tajemnicy. Morze wymyka się logice: wyrzuca na brzeg wieloryba, chowa i ujawnia zbrodnie, obserwuje i milczy. "Scheda" subtelnie, ale konsekwentnie sięga po baśniowy sztafaż i sugeruje obecność czegoś nadprzyrodzonego, mitycznego, przyczajonego pod powierzchnią. Głęboka woda jest ugruntowanym kulturowo symbolem ludzkiej podświadomości – to właśnie jej odmęty i mroki interesują Kazejak przede wszystkim.

Scenariusz świadczy o wykonaniu researchu na temat tego, jakie postawy przyjmują osoby z syndromem DDD, czyli dorosłe dzieci dysfunkcyjnych rodziców. Serialowe rodzeństwo z odcinka na odcinek odsłania coraz głębsze warstwy osobowości, ukryte pod pełnionymi w rodzinie rolami: autorytarnego starszego brata, zapracowanej i załatwiającej wszystko za wszystkich siostry, syna marnotrawnego i czarnej owcy. Wszystkie elementy tej relacyjnej układanki łączą się w jasną całość, kiedy na ekranie w końcu pojawia się Jacek Koman jako ojciec. Jest to postać absolutnie przerażająca i zarazem doskonale zagrana. Egocentryczny i pozbawiony empatii, rozstawiający własne dzieci jak pionki według własnego widzimisię, czerpiący przyjemność z uzależniania innych od siebie i łamania życiorysów: najstraszniejsza w tym potworze jest świadomość jego realizmu i powszechności występowania. Wielu widzów odnajdzie w Janie Mazurze podobieństwo do innych narcystycznych ludzi, niekoniecznie rodziców, którzy pojawili się w ich życiu i odcisnęli na nim negatywne piętno. Tym samym "Scheda" to kolejna w ostatnich latach polska produkcja, w której widać silny wpływ kultury terapii i popularyzacji wiedzy psychologicznej (przykłady z ostatnich miesięcy: "Utrata równowagi", "Innego końca nie będzie", "Przepiękne!"). Można więc chyba mówić o trendzie. 


"Scheda" wiele rzeczy robi dobrze i potrafi uciec od banału. Narracja w dużej mierze opiera się na retrospekcjach i przeskokach czasowych, ale dzięki pewnej ręce Kazejak historia nie staje się przez to chaotyczna. Moim ulubionym pobocznym elementem serialu jest postać drobnego urzędnika grana przez Bartłomieja Kotschedoffa. Jego bohater wprowadza do konwencjonalnej, poważnej tkanki kryminału coś przewrotnego, lekko absurdalnego; może nawet "twinpeaksowego". Niepozorny agent ubezpieczeniowy staje się w pewnym momencie głównym śledczym rozpracowującym sprawę Mrozów na własny użytek i jak detektyw Columbo, niezauważany przez nikogo, zauważa wszystko i zadaje właściwe pytania. Mam wrażenie, że ta przemykająca w tle postać okaże się kluczowa, bo samego rozwiązania rodzinnej zagadki jeszcze nie znam. 

No właśnie. Max dostarczyło recenzentom i recenzentkom cztery pierwsze odcinki z sześciu. Niestety oceniam więc serial bez finału, co w przypadku "Schedy" jest tym trudniejsze, że to właśnie czwarty odcinek zmienia postrzeganie głównych bohaterów i wprowadza nowe, niespodziewane wątki. Produkcja Kazejak ma dość senne i nierówne tempo: po bardzo dobrym prologu otrzymujemy dwa słabsze epizody i właśnie ten świetny czwarty, przywracający zainteresowanie fabułą. Pisząc te słowa nie wiem jeszcze, co wydarzy się dalej, ale sam fakt, że się nad tym zastanawiam, świadczy o serialu jak najlepiej. Na razie, na zachętę – wystawiam szóstkę. 
1 10
Moja ocena serialu:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?