Recenzja filmu

Bestie na krawędzi (2020)
Yong-hoon Kim
Do-yeon Jeon
Woo-sung Jung

Rekiny mamony

Dla Yong-hoon Kim "Bestie na krawędzi" są pełnometrażowym debiutem. I to widać. Film zbudowany jest z dość łatwo rozpoznawalnych klisz. Dla każdego oglądającego ten obraz będzie jasne, że reżyser
Rekiny mamony
Jest w "Bestiach na krawędzi" taka oto scena. Dwie kobiety rozmawiają ze sobą. Jedna z nich opowiada anegdotę o pewnym gatunku rekina, którego samica nosi w swoim brzuchu nawet 50 młodych. W czasie ciąży potomkowie pożerają się i na świat przychodzi tylko jedno młode - to, które okazało się najtwardsze, najsprytniejsze, obdarzone największym szczęściem. Przypowieść ta świetnie opisuje również fabułę "Bestii na krawędzi". Choć w tym przypadku instynkt zabijania wzbudzi torba wypchana pieniędzmi.

Felerny gadżet jest pierwszą rzeczą pokazaną widzom przez reżysera Yong-hoon Kima. Oto ktoś niesie torbę, potem chowa ją w szafce. Następnie znajduje ją pracownik sauny i przenosi na zaplecze. Wciąż wszystko wygląda niewinnie i nic nie zapowiada chaosu. Tym bardziej, że już wkrótce twórcy filmu zajmą się innymi historiami, które z torbą pozornie nie mają nic wspólnego.

Rozpisana na kilka rozdziałów opowieść początkowo wydaje się narracyjnym grochem z kapustą. Tu pojawi się jakiś ciapowaty policjant, który jednak jakimś cudem zawsze jest we właściwym miejscu o właściwej porze. Tam plątać się będzie pracownik celny mający problemy z lokalnym gangsterem, któremu wisi sporo pieniędzy. Jest też bita przez męża żona, w której zakochuje się imigrant z Chin. Co te wszystkie historie mają ze sobą wspólnego? Przez długi czas pytanie to pozostawać będzie bez odpowiedzi.

"Bestie na krawędzi" wymagają od widzów cierpliwości i zaufania do reżysera, że ten wie, co i jak chce nam opowiedzieć. Na szczęście Yong-hoon Kim nie zawodzi. Z czasem poszczególne elementy zaczynają wpadać na właściwe miejsca, a sama akcja rozkręca się. Od pewnego momentu znajdziemy się na znajomych wodach, otrzymując humor, absurd i makabrę w równych proporcjach. Nagle okazuje się, że mamy do czynienia z typową koreańską rozrywką fabularną. Fani podobnego kina z całą pewnością będą usatysfakcjonowani.

Dla Yong-hoon Kima "Bestie na krawędzi" są pełnometrażowym debiutem. I to widać. Film zbudowany jest z dość łatwo rozpoznawalnych klisz. Dla każdego oglądającego ten obraz będzie jasne, że reżyser jest fanem kina, który inspirację dla swojego debiutu czerpał z tych opowieści, na których sam się wychował. Na szczęście znane i często stosowane w filmach motywy potrafił posklejać na swój własny sposób, dzięki czemu "Bestie na krawędzi" mimo wszystko wypadają świeżo. To przyjemna rozrywka dla tych wszystkich, którzy gustują w opowieściach o ironii losu i brutalnych zwrotach akcji. Choć trzeba też przyznać, że znalazło się tu miejsce dla jednego fekalnego żartu.

Warto zapamiętać nazwisko reżysera. Po tak udanym starcie można się spodziewać, że kolejne jego dzieła będą jeszcze lepsze.
1 10
Moja ocena:
7
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones