Recenzja filmu

Brave (2007)
Afdlin Shauki
Thanapon Maliwan

Akcja z azjatyckim humorem

Gdy wydaje się, że nie ma nic gorszego od tandetnej, amerykańskiej komedii lub sensacji drugiego sortu, proponuję sięgnąć po film z tej samej kategorii produkcji azjatyckiej, przykładowo
Gdy wydaje się, że nie ma nic gorszego od tandetnej, amerykańskiej komedii lub sensacji drugiego sortu, proponuję sięgnąć po film z tej samej kategorii produkcji azjatyckiej, przykładowo tajlandzkiej. Taki pogląd kształtowała się we mnie od pewnego czasu, a seans filmu „Brave” Afdlina Shauki i Thanapona Maliwana sprowokował mnie do napisania kilku zdań recenzujących wspomniany film w oparciu o różnice kulturowe. Chcę podkreślić to ostatnie stwierdzenie, gdyż jest ono kluczowe w negatywnym odbiorze przeze mnie tego filmu. Sensacja, opiera się na podobnych zasadach jak ta kształtowana u nas, sztuki walki nie są tematem w kinematografii polskiej, więc też można je obejrzeć, natomiast w zagraniach komediowych uwidacznia się całkowita rozbieżność w pojmowaniu rozrywki w naszych kulturach. Pierwsze komediowe produkcje azjatyckie (głównie mam na myśli tajlandzkie, koreańskie czy japońskie), z którymi się zetknąłem, stanowiły pewien zaskakujący folklor, wywołujący u mnie uśmiech z powodu absurdalnych zachowań bohaterów. Teraz, przy seansie kolejnej już komedii z tamtego rejonu świata, mój uśmiech zamienia się w pewne zażenowanie, odrzucające mnie od takiego kina. Oczywiście, są to moje subiektywne odczucia, dotyczące filmów azjatyckich z pewnej grupy (przede wszystkim odpowiedniki amerykańskich komedii młodzieżowych). Zamknę więc teraz wątek mojej własnej percepcji i starając się przestawić na względny obiektywizm, spróbuję przybliżyć film "Brave" osobom uwielbiającym taki nieco abstrakcyjny, tajlandzki humor towarzyszący wartkiej, szybkiej akcji. Zaczyna się on od napadu na siedzibę pewnego banku, przeprowadzonego przez młodego człowieka w celu wykradzenia tajnych danych klientów firmy. B. (Michael B.) robi to dla mafii, aby ocalić swojego brata porwanego przez przestępców. Udaje się to w ostatniej chwili, lecz stanowi to dopiero początek problemów dla braci. Od tej pory mamy mniej komedii, a więcej sensacji. Czy to dobrze? Myślę, że tak, gdyż niektóre sceny walk oraz gonitwy (na przykład na szkielecie budynku przypominające popisy osób uprawiających parkour) są dosyć efektowne. Zdecydowanie nie ma się jednak czym za bardzo zachwycać. Nie jest to Bruce Lee i "Wejście smoka". Dodatkowo dochodzi jeszcze wątek stworzony wokół pięknej kobiety, której mąż po napadzie na bank odebrał sobie życie. Stanowi ona dodatkowy powód dla B. i jego grubego brata do wendetty na wszechwładnej mafii. Pojedynek Dawida z Goliatem? Raczej Dawida z armią Goliatów, a i tak wiadomo kto ma przewagę… „Łubu-du” plus tajski humor wzorowany komediach typu "American Pie" – tak brzmi w skrócie recenzja tego filmu. Zakończenie może okazać się nieco zaskakujące, ale czy kogokolwiek jeszcze będzie ono obchodzić?
1 10
Moja ocena:
3
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?