Recenzja filmu

Brooklyn (2015)
John Crowley
Saoirse Ronan
Domhnall Gleeson

Enigmatyczna pustka

Przejmujący, wzruszający, chwytający za serce i wyrywający je z piersi. Taki właśnie "Brooklyn" nie był. Film Johna Crowleya sprawdził się całkiem nieźle jako historia wchodzącej w dorosłość
Przejmujący, wzruszający, chwytający za serce i wyrywający je z piersi. Taki właśnie "Brooklyn" nie był. Film Johna Crowleya sprawdził się całkiem nieźle jako historia wchodzącej w dorosłość kobiety, która przeżywa pierwsze wzloty i upadki, ale na płaszczyźnie melodramatu poniósł bezkompromisową klęskę. Odpowiedzialnością za nią obarczam trzy osoby - scenarzystę, który nieumiejętnie zawęził powieść Colma Toibina do formy wizualnej, główną aktorkę, która nie wykrzesała ze swojej roli nic wybitnego, a także reżysera, którego wizjonerstwa i choćby cienia autorskiej inwencji próżno szukałem przez całe 105 minut.



Akcja "Brooklynu" toczy się w latach pięćdziesiątych ubiegłego stulecia. Ellis Lacey (Saoirse Ronan) opuszcza rodzinną Irlandię, zostawiając na prowincji matkę i siostrę, i wyrusza do Nowego Świata w poszukiwaniu pracy, wrażeń, miłości (?) i samorealizacji. Problematyka filmu nie zamyka się jednak tylko na losach głównej bohaterki, ukazuje także kontrast Stanów Zjednoczonych i kraju św. Patryka. W ujęciu Crowleya jest to zestawienie bardzo sterylne, jednoznaczne, a co za tym idzie puste w wymowie. USA emanuje wolnością, samodzielnością i anonimowością, gdzie każdy może wziąć życie w swoje ręce i być kim chce. Irlandia zaś przedstawiona zostaje jako zacofana dziura bez większych perspektyw, w której pozostanie gwarantuje nudę, a także nieatrakcyjnego partnera z żelem na włosach i blezerem. Który kraj wybrać? Oceńcie sami.

Na szczęście nieco mniejszą dwubiegunowość wykazują dwaj męscy bohaterowie, pomiędzy którymi zawieszone jest serce irlandzkiej emigrantki. Pierwszy z nich jest zabawnym, czułym, troskliwym Włochem, drugi statecznym, kurtuazyjnym irlandzkim "półarystokratą", który nagle pojawia się w życiu Ellis po jej powrocie do matki. Wybór wcale nie będzie rzeczą prostą, choć obejdzie się bez dramatycznych i nieoczekiwanych zwrotów akcji, a także wyrazistych scen, w których bohaterka nie jest w stanie udźwignąć ciężaru podjęcia decyzji. A szkoda.

Najbardziej zawiodłem się na odtwórczyni głównej roli. Nominacja do nagrody Akademii dla Saoirse Ronan nie jest nadużyciem dla jej pracy aktorskiej w tej produkcji, nie mniej jednak oczekiwałem czegoś więcej. Świetnie odegrała ona tęsknotę za domem, a także oswajanie się z początkowo nieprzystępnym Brooklynem, ale jej rozterki sercowe bywały momentami kompletnie bezbarwne i szablonowe, co w dużej mierze doprowadziło do spłycenia i zubożenia przedstawionej historii miłosnej. Lepiej radzą sobie jej wybrankowie – znany z "Drugiego oblicza" Emory Cohen wypada naprawdę przyzwoicie, a Domhnall Gleeson tylko potwierdza swój olbrzymi potencjał, który niestety lepiej można było dostrzec w innych produkcjach.



Technicznie również bez szaleństwa. Jedyne, co jest na dobrym poziomie, to muzyka – melancholijna, refleksyjna, zachowana w stonowanej formie i pozbawiona nudzących przedłużeń. Zdjęcia z kolei są pozbawione wyrazu i nie wyróżniają się niczym szczególnym, choć na szczęście nie zakłócają odbioru poszczególnych scen. Wspomniane wcześniej lata pięćdziesiąte zostały dobrze odtworzone, nieco niezgrabnie, choć wciąż poprawnie przybliżyły nam realia minionych dni. Nie mam większych zastrzeżeń co do scenografii, kostiumów i innych detali, które urzeczywistniały świat sprzed ponad pół wieku, zabrakło mi nominacji Akademii w tych kategoriach. Byłyby one zdecydowanie bardziej zasłużone niż te trzy, w których film je otrzymał.

Czego zabrakło? Przede wszystkim charyzmy, głębi, większej naturalności. Bez tego "Brooklyn" pozostaje pustą, oklepaną opowieścią, która ni w ząb nie wyróżnia się ponad inne melodramaty. Tego typu historii wypadałoby także dobrze manifestować jakąś wartość moralną, ideę. Crowley próbuje jako takową eksponować enigmatyczne dobro, które traktuje niby o wszystkim, ale tak naprawdę o niczym. Podobnie zresztą jak cały film.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
W czasach, kiedy w Europie tematem numer jeden są emigranci próbujący "zniszczyć" naszą kulturę, do kin... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones