Recenzja wyd. DVD filmu

Brudna Mary, świrus Larry (1974)
John Hough
Peter Fonda
Susan George

Gulasz drogi

Gumbo jest sztandarową potrawą kuchni kreolskiej. Ten swoisty gulasz serwuje się głównie w Luizjanie, ale również w Teksasie. Jeżeli chodzi o ingrediencje, gumbo - jak na prawdziwie odżywczą zupę
Gumbo jest sztandarową potrawą kuchni kreolskiej. Ten swoisty gulasz serwuje się głównie w Luizjanie, ale również w Teksasie. Jeżeli chodzi o ingrediencje, gumbo - jak na prawdziwie odżywczą zupę gulaszową przystało, sporządza się niemal ze wszystkiego. Od warzyw, poprzez drób, skończywszy na owocach morza. Jedynie od inwencji kucharza zależy jego skład i, jakże by inaczej, smak.

John Hough zapragnął w roku 1974 poczuć się szefem kuchni i zaserwował widzom swoiste filmowe gumbo. Wziął zatem spory połeć "Bonnie i Clyde", przesiekał wraz z porcjami "Znikającego punktu", a jako głównej przyprawy użył Petera Fondy, aby uzyskać łagodne organoleptyczne reminiscencje "Swobodnego jeźdźca". Efekt miał być w zamyśle zapewne znakomity - smakowite kino kultowe. Niestety, mój zmysł smaku (należący, nadmieniam, do wytrawnego konesera) wyczuwa tutaj jedynie "cieniutki rosół bez wkładki". Brakuje mi soczystej treści, w którą można byłoby wtopić zęby.

Co zatem jest nie tak z "Brudną Mary, świrusem Larrym" (oprócz tytułu, oczywiście)? Scenariusz, scenariusz, scenariusz! Błaha historyjka o trójce straceńców uciekających drogami stanowymi przed obławą policyjną po napadzie na supermarket może mieć pewną siłę nośną. Ba, motyw ucieczki może stanowić znakomity punkt wyjścia do stworzenia doskonałego filmu. Przemawia za tym widowiskowość, ładunek emocjonalny, charakterystyczna dla kontrkultury i antygatunku wolta, gdzie złoczyńca nabiera cech romantycznego bohatera. Dowodzili tego niejednokrotnie w swych dziełach Sam Peckinpah, Arthur Penn, czy George Roy Hill. Mieli oni jednak fundament w postaci świetnie napisanego scenariusza. W przypadku "Dirty Mary Crazy Larry" scenariusz został chyba nabazgrany w przerwie na lunch na papierowej serwetce. Bohaterowie tego filmu nie są "papierowi", oni są zrobieni z cieniutkiej bibuły. To tylko zarysowane pobieżnie zestawy cech (nawet nie charaktery), które nie ulegają jakimkolwiek przemianom (o ewoluowaniu nie wspominając). Dawno również nie słyszałem dialogów rażących taką sztucznością.

Film Johna Hough jest niestety kiepski także pod względem aktorskim. Doprawdy nie wiem, kto powinien dzierżyć niechlubną palmę pierwszeństwa w tej dziedzinie. Czy Peter Fonda (odtwórca tytułowej roli męskiej), czy Susan George (tytułowa Mary)? Nadmiernie rozhisteryzowana Mary drażni równie, jak przesadnie nonszalancki Larry. Widać aktorzy dostosowali poziom swego warsztatu do poziomu dialogów. W efekcie trudno utożsamić się z którąkolwiek z postaci i niezbyt obchodzi nas, co się z nimi stanie.

Pora chyba na największy zarzut - fatalny montaż. Z filmami drogi, w których niepoślednią rolę odgrywają ryczące na wysokich obrotach silniki, a większość sekwencji zajmuje pościg, bywa tak, że mimo mielizn scenariuszowych ulegamy hipnotycznej magii mieszanki brawury i szybkości. Ale czy tak się stanie, decyduje w głównej mierze dynamika montażu. "Znikający punkt" Sarafiana wydaje mi się przykładem wzorcowym. Sarafian umyślnie zwalnia lub nawet zawiesza na moment akcję, po to, by później w sekwencji pościgu ją gwałtownie przyspieszyć. Kontemplacyjne długie ujęcia w planie ogólnym przeplata szybkim, ciętym montażem złożonym z planów bliskich i zbliżeń podczas pościgów. Dzięki tej metodzie uzyskuje intensyfikację napięcia dramatycznego i namacalne wręcz doznanie prędkości. Niestety John Hough nie odrobił tej lekcji. Jego film razi jednostajnym rytmem montażowym, który przez swą mechaniczność staje się nużący.

Finalnie otrzymujemy zapis wyścigu z elementami pit-stopów, w którym bohaterowie nie pełnią praktycznie żadnej roli poza wypełnianiem ekranu i akcji. Który, na domiar, poraża doczepionym na siłę zakończeniem. Film, z którego absolutnie nic nie wynika, oprócz nauczki, by nie sięgać po produkcje obdarzone kretyńskim tytułem i jednocześnie otoczone nimbem "klasycznego kina drogi".

Quentin Tarantino może sobie twierdzić, że "Brudna Mary, świrus Larry" to jeden z najlepszych amerykańskich filmów drogi, filmów ważnych czy niemal kultowych. Ja tymczasem musiałem po jego obejrzeniu sięgnąć na półkę i mimo bardzo późnej pory odtworzyć dla higieny psychicznej "Znikający punkt". Wiem teraz z całą pewnością, że wolę towarzyszyć milczącemu Kowalskiemu w jego ostatniej podróży Dodgem Challengerem, niż męczyć się z neurotycznymi Larrym, Mary i Dekem w ich szaleństwach Chargerem.
1 10
Moja ocena:
3
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones