Recenzja filmu

Climax (2018)
Gaspar Noé
Sofia Boutella
Romain Guillermic

Długość fazy samotności

Wąsacz z Argentyny po raz kolejny stworzył dzieło, które dotyka bardzo smutnych i poważnych aspektów ludzkiej kondycji.
Gaspar Noe - człowiek obrosły kontrowersjami, o łatce skandalisty, który próbuje tuszować artyzmem swoją potrzebę szokowania. Moim zdaniem ten szok jest jednak w każdym z jego filmów uzasadniony - bez tak mocnej (wiadomej widzom) sceny "Nieodwracalne" nie miałyby aż takiego ciężaru, nie byłyby aż tak brutalnym zabraniem widzowi szansy na jakiekolwiek oczyszczenie się po tym filmie. Gdyby nie wielokrotne sceny seksu, "Love" nie byłoby tak ciekawym antymelodramatem.

Stąd wiele opinii mówi, że Gaspar Noé chciał po prostu pokazać ślicznego narkotykowego bad tripa w kinie i nabić sobie nieużywany od jakiegoś czasu licznik kontrowersji (liczba dni zdjęciowych i scenariusz zmieszczony na kartce A4 mogą się ku temu przychylać). I wiecie co? Nawet gdyby tak było i za formą nic by nie stało, to i tak uważałbym, że to świetne i kompletne dzieło. Jednak za tym stoi bardzo mocny przekaz, który dla mnie czyni ten film filmem roku 2018
.

I w sumie tak polecam podejść do tego filmu. Za pierwszym razem dorwać go w kinie albo na największym możliwym wyświetlaczu, z głośnikami dysponującymi na skali głośności poziomem oznaczonym wielkim, czerwonym napisem „ŁAMANIE ŻEBER”, zapiąć pasy i przygotować się na półtorej godziny czystej immersji. Bo ten film na poziomie formy jest bezbłędny. Wizualnie jest przecudny, czy to mowa o scenach tańca, czy o końcowym akcie, gdzie kamera rzuca nas w losy coraz to innego bohatera na jednym, bez mała czterdziestopięciominutowym pseudociągłym ujęciu. Do tego muzyka z epoki, która potrafi utrzymywać immersję nawet w segmentach, gdzie mamy tylko tzw. gadające głowy i pozornie nic się nie dzieje.

Jednak ta forma, która jest absolutnie cudowna sama w sobie, jest tylko środkiem do przekazania przez Gaspar Noé jego bardzo mocnej i smutnej refleksji na temat samotności i wzajemnego ludzkiego niezrozumienia. Dla mnie właśnie o tym tak naprawdę ten film jest. O tym, jak ludzie są na poziomie egzystencjalnym samotni, a wszystkie ich akcje i działania to w gruncie rzeczy próby poszukania czegoś, lub kogoś, kto na chwilę pozwoli o tym zapomnieć.

Tutaj cały przekaz zawarty jest w formie. Gaspar Noé świadomie najpierw dekonstruuje grupę tancerzy (od sceny zbiorowej, przez umieszczenie ich w dwu-trzyosobowych grupkach, potem sceny tańca jeden kontra grupa), budując ich alienację i poczucie niepokoju w widzu, aż do ostatniego segmentu, w którym przedstawione jest całe clou filmu.

Kilkudziesięciominutowe ujęcie podąża za kolejnymi bohaterami i ich dramatami płynnie przechodząc od jednego do drugiego. I tu wychodzi dla mnie mistrzostwo Argentyńczyka. Pokazuje nam ludzi, z których każdy przeżywa swój własny, absolutnie prywatny i niedostępny dla innych dramat - od ratowania swojego dziecka, przez potrzebę wyrwania się z tego miejsca po zwyczajną, prostą potrzebę miłości i wysłuchania. Każda z postaci jest jednak sama w swoim osobistym piekle i nie zwraca uwagi na nikogo poza sobą.  Jedynym celem interakcji z drugim człowiekiem jest ewentualna próba przedmiotowego potraktowania kogoś innego do zapełnienia chociaż i chwilowo swojej pustki. Stąd tu sprawdza się perfekcyjnie forma narkotykowego tripu, która idealnie oddaje właśnie ten stan i pozwala oddać tą irracjonalność i alienację samą formą, bez słów. Przecież wystarczyłoby się zatrzymać, spróbować zrozumieć innych naokoło i wiele złego, które spotkało bohaterów nie wydarzyłoby się. Jest to jednak niestety absolutnie niemożliwe, nie mieści się to w pojmowaniu zalanych LSD i alkoholem umysłach bohaterów. Każdego z nich obchodzi tylko jego własna historia i problem, i krzyk każdego z nich tak samo trafia tylko w pustkę, pomimo kilkunastu osób naokoło.


Gaspar Noé po raz kolejny również gra z widzem, dając mu katharsis jedynie po to, by ostatecznie je zabrać. Krajobraz po imprezie pomimo swego pozornego spokoju jest obrazem pobojowiska po wojnie wszystkich ze wszystkimi (Thomas Hobbes byłby dumny) - jedynie krótką chwilą oddechu. Nawet postacie, które pozornie z tej samotności się wyrwały wiedzą, że jest to tylko chwilowe - żadna z tych wytworzonych dwójek nie jest niczym stałym i wszyscy zaangażowani o tym wiedzą, czują podświadomie, co przyniesie im przebudzenie.

Wąsacz z Argentyny po raz kolejny stworzył dzieło, które dotyka bardzo smutnych i poważnych aspektów ludzkiej kondycji. Po tej feerii barw, dudnienia Aphex Twin ostawia nas w paskudnym nastroju. W jednym z tych, w których jedyne, co chce się zrobić, to wziąć butelkę mocnego alkoholu, zapas papierosów i upić się na smutno. I za to w sumie go kochamy i cenimy.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Ten, kto zetknął się już z kinem Gaspara Noé, wie, że potrafi ono oszołomić audiowizualnością oraz... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones