Recenzja filmu

Człowiek z Ziemi (2007)
Richard Schenkman
John Billingsley
Ellen Crawford

Dialog z Nieśmiertelnym

Człowiek od zawsze bał się śmierci, starał się oszukać swój zegar biologiczny i odsunąć od siebie myśl o nadchodzącym z każdą minutą kresie istnienia. Śmierć napawała go trwogą, a wizja
Człowiek od zawsze bał się śmierci, starał się oszukać swój zegar biologiczny i odsunąć od siebie myśl o nadchodzącym z każdą minutą kresie istnienia. Śmierć napawała go trwogą, a wizja nieśmiertelności była czymś równie pięknym, co niezrozumiałym. Nic więc dziwnego, że także twórcy filmowi często po motyw nieśmiertelności sięgali, a jednym z najlepszych tego przykładów jest niskobudżetowa, telewizyjna produkcja"Człowiek z Ziemi".

Głównym bohaterem filmu jest profesor John Oldman, mężczyzna z pozoru zwykły, który pewnego dnia rezygnuje z pracy na uniwersytecie i postanawia całkowicie zerwać z dotychczasowym życiem. Jego znajomi i przyjaciele, zdziwieni i zaniepokojeni tak nagłą decyzją przyjeżdżają się z nim pożegnać. Spytają go także o powody tak zdecydowanego kroku, a odpowiedź, którą usłyszą, okaże się cokolwiek dziwna. John przedstawi się bowiem jako człowiek nieśmiertelny, mający za sobą już ponad czternaście tysięcy lat egzystencji, i roztoczy przed nimi wizję tak nieprawdopodobną, że trudno im będzie wziąć na poważnie którąkolwiek jej część.

Pierwszym dużym zaskoczeniem był dla mnie poziom dialogów oraz to z jak niebywałą precyzją udało się scenarzyście stworzyć całą historię i zainteresować nią widza. Jerome Bixby musiał przy tym okiełznać wiele częstokroć trudnych, naukowych i filozoficznych zagadnień. Pamiętać należy o tym, iż rozmówcy nieśmiertelnego to ludzie z tytułami naukowymi, a bez właściwie rozpisanych postaci film straciłby bardzo wiele. Tym bardziej, że produkcja ta nie ma dużego budżetu, oszałamiających efektów specjalnych czy znanych nazwisk na liście płac... Jedyne, co pozostaje to historia - a ta wciąga.

Nie ma w filmie Richarda Schenkmana dialogu zbędnego, niepotrzebnej czy niepasującej kwestii. Wszystko zostało idealnie wyważone, także sceptycyzm, z jakim podchodzą do opowieści Johna jego przyjaciele. Przez niemal półtorej godziny, z niesłabnącym zainteresowaniem, śledziłem wydarzenia na ekranie. Zastanawiałem się, czy szczerość głównego bohatera nie jest udawana i czy jego publiczność w nią uwierzy. Ani przez moment nie nudził mnie brak szybszej akcji, nie raził zauważalnie niski budżet i będąca jego konsekwencją oszczędność w formie.

Profesor Oldman to człowiek osamotniony w swej inności. Nieśmiertelny, który nie może znaleźć jednego miejsca, dlatego musi wieść żywot wędrowca. Gdyby zapuścił korzenie na zbyt długo, musiałby liczyć się z możliwością odkrycia przez innych swojej tajemnicy. Obawa przed zdemaskowaniem zmusza go do opuszczania co dziesięć lat aktualnego miejsca zamieszkania i porzucenia wszystkiego, co przez te lata stanowiło jego cały świat. Jest więc John wewnętrznie rozdarty. Wciąż musi zostawiać za sobą ludzi, z którym coś go łączyło, miejsca w których czuł się dobrze, oraz życie, które było jedynie iluzją, dziesięcioletnim fragmentem nieskończoności. Miał on jednak wystarczająco dużo czasu, by się z tym oswoić i zaakceptować swój los.W przypływie szczerości postanawia w końcu podzielić się z innymi swoją tajemnicą, zrzucić to brzemię. Postanawia porozmawiać o tysiącleciach tułaczki i poszukiwaniach swojego miejsca w świecie.

Rozmowa o życiu, śmierci, naturze wiary i ludzkich nadziei. Dialog z nieśmiertelnym tak inny od tych, jakie dotychczas w kinie widzieliśmy. Nie ma tu miejsca na rzewną historię o miłości utraconej, brak także heroizmu i opowieści o stawiającym czoła złu bohaterze. Nie uświadczymy także tak popularnej dla kina zza oceanu pochwały amerykańskiego stylu życia i tradycyjnych, tak często utożsamianych dziś z religią chrześcijańską wartości. Dzieło Schenkmana to małe wielkie kino, obraz skromny w środkach, ale wielki, jeśli brać pod uwagę przekaz oraz zagadnienia które porusza.

Od strony technicznej film prezentuje się poprawnie. Zdjęcia są stonowane a montaż nie budzi zastrzeżeń. Muzyka pojawia się tylko w kluczowych momentach podkreślając co ważniejsze kwestie, budując odpowiedni klimat. Aktorstwo stoi na wysokim poziomie. Zarówno David Lee Smith jak i reszta obsady poradzili sobie zaskakująco dobrze.

Pozostaje mi więc polecić film "Człowiek z Ziemi"wszystkim tym, którzy bardziej od formy cenią sobie treść. A dla tej ostatniej warto przymknąć oko na techniczne niedoróbki i dać szansę tej jakże oryginalnej produkcji.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
UWAGA! Poniższa recenzja zawiera streszczenie fabuły filmu. Jeśli nie oglądałeś, nie czytaj! "The Man... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones