Recenzja filmu

Czarnoksiężnik z Oz (1939)
King Vidor
Mervyn LeRoy
Judy Garland
Frank Morgan

Magia, która nie przemija

Są filmy, które przeszły do historii kina. Są też takie, które stały się jego fundamentem – a „Czarnoksiężnik z Krainy Oz” (1939) bez wątpienia należy do tej drugiej kategorii. To nie tylko
Są filmy, które przeszły do historii kina. Są też takie, które stały się jego fundamentem – a „Czarnoksiężnik z Krainy Oz” (1939) bez wątpienia należy do tej drugiej kategorii. To nie tylko musical, baśń czy kino familijne. To ponadczasowa opowieść o dorastaniu, marzeniach i powrocie do domu, która – choć liczy już ponad 80 lat – wciąż błyszczy niczym rubinowe pantofelki Dorotki.

Akcja filmu, będącego ekranizacją klasycznej powieści L. Franka Bauma, rozpoczyna się w szarej rzeczywistości Kansas, gdzie młoda Dorothy Gale, grana przez niezapomnianą (Judy Garland), zostaje porwana przez tornado do magicznej Krainy Oz. Tam, w towarzystwie Stracha na Wróble (Ray Bolger), Blaszanego Drwala (Jack Haley) i Tchórzliwego Lwa (Bert Lahr), wyrusza do Szmaragdowego Grodu, by odnaleźć potężnego Czarnoksiężnika, który ma jej pomóc wrócić do domu.

Brzmi jak bajka? I słusznie – ale to bajka z duszą. Co więcej, z duszą uniwersalną, niepokojąco aktualną i kompletnie nieulegającą starzeniu się. Wszystko tu gra – od barwnej scenografii i magicznych kostiumów, po mistrzowską reżyserię (film współtworzyło aż pięciu reżyserów, m.in. Victor Fleming, który tego samego roku wyreżyserował również „Przeminęło z wiatrem”). Ale sercem filmu pozostaje muzyka – zwłaszcza legendarna „Over the Rainbow”, która przeszła do historii jako jeden z najbardziej ikonicznych utworów filmowych. I zasłużenie – zdobyła Oscara i na zawsze wpisała się w popkulturę.

(Judy Garland) jako Dorothy nie tylko zaśpiewała tę piosenkę – ona ją przeżyła. Ta rola była dla niej trampoliną do wielkiej kariery, ale też początkiem osobistego dramatu, którego cień będzie ciągnąć się za nią przez lata. To ironiczne, że film, który uczy dzieci, że „nie ma jak w domu”, dla młodej aktorki stał się symbolem złotej, ale bezwzględnej maszyny Hollywood.

W galerię niezapomnianych postaci wpisują się również dwie czarownice – absolutnie ikoniczne w swoich kreacjach. (Margaret Hamilton) jako Zła Czarownica z Zachodu z wściekle zieloną twarzą, przerażającym śmiechem i obsesją na punkcie pantofelków Dorotki, zdefiniowała na dekady, jak powinna wyglądać "klasyczna wiedźma". Z kolei (Billie Burke) jako Glinda, Dobra Czarownica z Południa, jest wręcz eteryczna – symbol delikatności, nadziei i światła, które prowadzi Dorotkę (Judy Garland) w jej podróży. Kontrast między tymi dwiema kobietami to niemalże walka archetypów: zła kontra dobro, manipulacja kontra opieka.

Na uznanie zasługuje również scenariusz – efekt pracy kilku autorów, w tym Hermana J. Mankiewicza, który później współtworzył również arcydzieło „Obywatel Kane”. W „Czarnoksiężniku…” widać jego talent do tworzenia historii nie tylko z polotem, ale i wielowarstwowej symboliki, która przemawia zarówno do dzieci, jak i dorosłych widzów.

Dziś, w epoce cyfrowych efektów, Marveli i rebootów, „Czarnoksiężnik z Krainy Oz” może wydawać się naiwny. Ale to tylko pozory. Jego magia tkwi w prostocie, szczerości i emocjach – prawdziwych, nieprzetworzonych komputerowo. A to coś, czego nie zastąpi żadna technologia.

Bo czasem naprawdę wystarczy tylko kliknąć obcasami trzy razy i uwierzyć, że kino potrafi być czystym cudem.

Moja ocena: 10/10. Arcydzieło światowej kinematografii.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Czarnoksiężnik z Oz
Nie bez przyczyny rok 1939 nazywany jest przez wielu znawców najlepszym rokiem kinematografii. To właśnie... czytaj więcej