"Hamnet" (2025), najnowsze dzieło Chloé Zhao, laureatki Oscara i szeregu innych nagród za "Nomadland" (2020), to małe wielkie kino, w którym nie ma sensu doszukiwać się biograficznej dokładności
Kiedy Agnes (Jessie Buckley) po raz pierwszy pojawia się na ekranie, przyjmowana przez nią pozycja embrionalna zwiastuje narodziny. Jama, obok której leży – "głęboka, ciemna, czarna otchłań" – jawi się zaś jako omen śmierci i wszystkiego, co z nią związane, na czele z trudnym do wysłowienia smutkiem. W czerwieni jej sukni, wyróżniającej się delikatnie na tle okalających ją zieleni i brązów, skrywa się jedno i drugie: początek i koniec.
Nie trzeba długo czekać na najwcześniejszy z takich początków. Oto budzi się miłość. Ugodzony strzałą Amora Will (Paul Mescal) – pod takim imieniem figuruje w napisach William Szekspir – zakochuje się w Agnes, którą widzi, gdy ta wyłania się z gaju niczym postać ze snu nocy letniej. Kobieta, pozwoliwszy mu się pocałować i wysłuchawszy snutej przez niego historii o Orfeuszu i Eurydyce, odwzajemnia jego uczucie. Agnes i Will nawiązują burzliwy romans, który nie w smak jest ich rodzinom. Jej bratu (Joe Alwyn) nie podoba się, że Will jest korepetytorem z łaciny, w dodatku "bladym jak chusta". Jego matce (Emily Watson) doskwierają plotki, jakoby wybranka była "córką leśnej wiedźmy" (już sam fakt, iż Agnes jest poskramiaczką jastrzębi, czyni z niej kogoś na wzór czarownicy). Jego ojcu (David Wilmot), którego długi usiłuje spłacić, relacja ta nie czyni natomiast większej różnicy – i tak ma młodzieńca za człowieka bezużytecznego, co stwierdza zresztą dwukrotnie.
Agnes i Will nie martwią się szumem wywoływanym przez krewnych. Gdy ona zachodzi w ciążę, pobierają się, a kiedy zbliża się czas rozwiązania, kobieta udaje się tam, skąd przyszła, a mianowicie w gęstą knieję, by z dala od ludzi i w otoczeniu drzew wydać na świat Susannę (graną później przez Bodhi Rae Breathnach). Nastaje kolejny początek. Powstaje nowy byt. Zarazem jednak coś się rozpada – Willa opuszcza wena i dopada frustracja, przez co oddala się od żony. Najpierw tylko mentalnie, a potem także fizycznie. Ze Stratford-upon-Avon wyjeżdża do Londynu, w którym rozwija swój teatralny talent. Pod jego nieobecność Agnes rodzi bliźnięta. Tym razem – na wyraźne polecenie teściowej – nie na łonie przyrody, lecz w domu, co nie wróży niczego dobrego. Przecięcie niewidzialnej pępowiny łączącej Agnes z Matką Naturą zapowiada nieszczęście.
Owszem, znowu wykluwa się coś świeżego – wygasający żar pomiędzy małżonkami na powrót wybucha, pod dachem Szekspirów robi się rojno i gwarno, a kariera Willa nabiera rozpędu. Ale widmo katastrofy wisi nad familią. Wreszcie, w wieku jedenastu lat, Hamnet (Jacobi Jupe; prywatnie brat Noaha, który wciela się tu w Hamleta), syn pary, umiera, a jego spowodowane chorobą odejście zanurza rodziców w bólu nie do zniesienia.
Agnes i Will radzą sobie ze stratą odmiennie, każde z nich na swój sposób. Ona grzęźnie w melancholii i wycofuje się z życia, wypominając przy okazji mężowi, że nie było go przy niej w chwili największego kryzysu. On zatapia się w harówce i zasiada do pisania dramatu, który przyniesie mu wieczną chwałę, a im obojgu… upragniony spokój ducha. Wszak gdy coś się kończy, coś się zaczyna.
"Hamnet" (2025), najnowsze dzieło Chloé Zhao, laureatki Oscara i szeregu innych nagród za "Nomadland" (2020), to małe wielkie kino, w którym nie ma sensu doszukiwać się biograficznej dokładności – to nie tego typu film! – ale emocjonalnej wrażliwości. Dla zaglądającej w serca i dusze swoich postaci Zhao – podobnie jak i dla Maggie O’Farrell, autorki książkowego pierwowzoru oraz współscenarzystki utworu – losy państwa Szekspirów są pretekstem do tego, by opowiedzieć o miłości i śmierci, o radościach i trwogach, o żałobie i próbach jej przepracowania.
W centrum tej sagi – może i rozgrywającej się pod koniec XVI wieku, ale szalenie uniwersalnej – stoi Agnes, dzika oraz nieokiełznana siostra żywiołów ognia, powietrza, wody i ziemi, zaznajomiona i zaprzyjaźniona z okoliczną fauną i florą (operator Łukasz Żal chwyta ją niekiedy tak, jakby była nimfą, co w zderzeniu z dziewiczością krajobrazu nadaje obrazowi charakteru baśni czy legendy). Nic dziwnego, że to właśnie Zhao zainteresowała się tą figurą – ona też, choć wymagano od niej respektowania ustalonych przed stuleciami reguł, szła własną drogą, buntując się przeciw zastanym prawom i wymykając schematom.
Pierwotna energia, jaką emanuje Agnes, sprawia, że kosmos wokół niej trwa. Wszystko – zarówno wszechświat (vide: niepokój odczuwany przez pszczoły), jak i egzystencja protagonistki – zatrzymuje się wraz ze zgonem Hamneta, malca poświęcającego się dla swej bliźniaczki Judith (Olivia Lynes), tej samej, z którą niegdyś, w iście szekspirowskim stylu, zamieniał się strojami i tożsamościami. Kiedy chłopiec wydaje ostatnie tchnienie, z ciała Agnes wydobywa się przeszywający krzyk rozpaczy, który słychać jeszcze długo po seansie. Przyprawiający o ciarki lament przypomina agonię. W tej jednej scenie Jessie Buckley, której obecnością film jest na wskroś nasycony, przekształca swoją bohaterkę z odpornej na wstrząsy "córki leśnej wiedźmy" w pogrążoną w bezgranicznym cierpieniu kobietę z krwi i kości.
Paul Mescal jako Will jest wprawdzie powściągliwszy na zewnątrz, ale w środku aż buzuje (w jego wykonaniu monolog rozpoczynający się od słów "Być albo nie być" nabiera zupełnie nowego znaczenia). Reżyserka świadomie czyni z Szekspira postać niemal drugoplanową, do minimum ograniczając sekwencje przybliżające widzowi proces twórczy barda, dzięki czemu wieńczący całość akt, w którym odbywa się premiera "Hamleta", ma aż taką siłę rażenia. U Zhao jedna z najsłynniejszych tragedii w historii, rozpatrywana często jako dramat o zemście, staje się środkiem do skonfrontowania się ze stratą syna i pożegnania się z nim (jak sugeruje plansza otwierająca projekcję, w epoce elżbietańskiej imion Hamnet i Hamlet używano synonimicznie). Dzięki takiemu odczytaniu sztuki Szekspira finał "Hamneta", okraszony przejmującym "On the Nature of Daylight" Maxa Richtera, należy do najbardziej oszałamiających i katartycznych filmowych momentów XXI wieku. Była śmierć. Oto czas na odrodzenie. Koniec i początek.
Rocznik '90. Absolwent filmoznawstwa na Uniwersytecie Łódzkim. Interesuje się przede wszystkim okresem klasycznym w historii kinematografii oraz tak zwanym amerykańskim kinem niezależnym. Autor... przejdź do profilu