Recenzja filmu

Czysta gra (1995)
Andrew Sipes
William Baldwin
Cindy Crawford

Wybuchowa porażka

No i doczekaliśmy się ostrzeżenia numer jeden, aby nie umieszczać Cindy Crawford na piedestale podpisanym "aktorka". "Czysta gra" i jej debiutancka rola jako prawniczka Kate McQuean to prawdziwa
No i doczekaliśmy się ostrzeżenia numer jeden, aby nie umieszczać Cindy Crawford na piedestale podpisanym "aktorka". "Czysta gra" i jej debiutancka rola jako prawniczka Kate McQuean to prawdziwa klapa. Może tej olśniewająco pięknej modelce uda się jeszcze zapracować na miano aktorki w przyszłości, ale na pewno nie stanie się tak za sprawą wcielania się w postacie, które muszą używać zawodowego żargonu, którym nasza Cindy tak szafowała w tym filmie. Choć ogólnie rzecz biorąc, taki "bajer" w telewizji może się sprawdzić, nadając, bądź co bądź, wielkiej gwieździe, poczucie bycia jedną z nas - zwykłych pracujących kobiet, to na wielkim ekranie jednak nie działa, a wręcz odnosi odwrotny od zamierzonego efekt. Na Cindy zazwyczaj nie można się napatrzeć, ale tu jej głęboko osadzone oczy sprawiają, że jej ekspresyjność pozostanie dla nas na zawsze zagadką. Pod pewnymi kątami, kamerze udaje się jednak wychwycić w jej oczach błysk zawadiactwa niczym u pani Fawcett. Ale tam, gdzie Farrah mogła zabłysnąć swoją dziarskością, kopiąc w tyłek kolejnego faceta w "Aniołkach...", Cindy tylko próbuje być silną, by w efekcie wciąż wyglądać, jakby właśnie chciała przejrzeć się w lustrze, by poprawić makijaż. "Czysta gra", której scenariusz oparty na powieści Paula Goslinga napisał Charlie Fletcher ("Mecz ostatniej szansy") i którą wyreżyserował Andrew Sipes, to po prostu pełnometrażowa, okraszona eksplozjami ucieczka. Salwując się przed gangiem byłych KGB-istów, Kate jest co rusz ratowana z opresji przez Maxa Kirkpatricka (William Baldwin), detektywa z wydziału zabójstw. Baldwin przechodzi z jednej skomplikowanej sceny akcji w drugą, skacząc po samochodach, jakby to była dla niego codzienna bułka z masłem. Oczywiście, film musi stworzyć naszej uroczej parze okoliczności do... powiedzmy, zakochania się w sobie. Scena erotyczna odbywająca się w pędzącym pociągu i która kończy się strzelaniną, ha! to dopiero łakomy kąsek dla wielbicieli kina akcji! Jedyny żar, jakiego dostarcza nam ten film, jest czysto mechaniczny. Czarne charaktery ścigające naszą parę to prawdziwi czarodzieje zaopatrzeni w czujniki ciepła, które pozwalają obserwować ofiarę przez satelitę. Pirotechnika również bez zarzutu. Wybuchy rzeczywiście zapierają dech w piersi. Niedostatek czarnych charakterów w fabryce filmów mógłby być jedynym wytłumaczeniem dla wprowadzenia do filmu ex-agentów KGB. Niestety przy takich hollywoodzkich produkcjach z 95’ jak "Bad Boys", "Desperado" czy "Se7en" wymówka ta nie ma zastosowania.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones