Recenzja wyd. DVD filmu

Din of Celestial Birds (2006)
E. Elias Merhige
Stephen Charles Barry

Źródło satysfakcji

By stworzyć dzieło traktujące o genezie znanej nam rzeczywistości, które przez dziesięciolecia zachwycać będzie swym kunsztem, potrzeba niewymiernego artyzmu i klasy. Udowodnił to Stanley
By stworzyć dzieło traktujące o genezie znanej nam rzeczywistości, które przez dziesięciolecia zachwycać będzie swym kunsztem, potrzeba niewymiernego artyzmu i klasy. Udowodnił to Stanley Kubrick, autor opery filmowej "2001: Odyseja kosmiczna", która do dziś oszałamia estetyką i zapiera dech w piersi. Udowodnił też E. Elias Merhige, przeciętnemu odbiorcy znany jako twórca "Cienia wampira". "Begotten" Merhige'a to film w luźny sposób odnoszący się do Księgi Rodzaju, w którym powstanie inicjuje obsceniczny akt samookaleczenia dokonany przez Boga. Obraz przeszedł do historii jako szczyt awangardy dziesiątej muzy.

Jednak to czternastominutowa etiuda "Din of Celestial Birds", poniekąd spin-off klasycznego "Begotten", zasługuje na prawdziwe uwielbienie. Powstały w drugiej połowie 2006 roku obraz nie tylko potwierdził talent Merhige'a. Przede wszystkim spełnił zadanie, któremu reżyser nie podołał, tworząc starszy o szesnaście lat undergroundowy szlagier.

W "Din of Celestial Birds" ujrzymy wszystko to, czym artysta epatował nas w pomysłowym i niepozwalającym oderwać od siebie oczu "Begotten"; krewniak klasyku z lat dziewięćdziesiątych również dotyczy pierwociny świata. Seans rozpoczyna fraza będąca przeciwieństwem zwrotu memento mori: "Pamiętaj o naszym pochodzeniu". Kolejne ujęcia prezentują gwałtowne powstanie materii z nicości, ewolucję życia na Ziemi, dotarcie na błękitną planetę embrionalnego humanoida. Całość – wizualnie oszałamiająca – podana zostaje w ekspresowym tempie, a ujęcia serwowane są i łączone z kolejnymi sekwencjami na tyle szybko, że do "Celestial Birds" nie raz jeszcze trzeba będzie wrócić. W końcu kto nie chciałby poznać historii świata w ciągu niespełna piętnastu minut?

Krótkometrażowy projekt E. Eliasa Merhige'a, za sprawą swego frapującego, pełnego werwy fasonu, wypełnia misję "Begotten" – po seansie widz czuje się syty i urzeczony porywającym widowiskiem, którego doświadczył. Widowiskiem zamkniętym w kwadrans, nierozciągniętym do poziomu pełnometrażowej eskapady.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?