Recenzja filmu

Drużyna A(A) (2024)
Daniel Jaroszek
Danuta Stenka
Maria Sobocińska

Dwie cysterny łez

Jaroszek, który rozpoczynał jako twórca teledysków, utrzymuje uwagę ciekawym pomysłem na styl wizualny "Drużyny A(A)". Najlepiej działa on w obrębie mikroopowieści, anegdotek, z których składa
Dwie cysterny łez
Z "Johnnym" było tak, że życie stworzyło idealną filmową historię, a debiutujący za kamerą Daniel Jaroszek z sukcesem ją opowiedział. Opowieść o skrajnie różnych charakterach i ich niecodziennej przyjaźni obejrzało w końcu ponad milion widzów. Za wzruszeniami w biografii księdza Jana Kaczkowskiego i jego podopiecznego Patryka Gilewskiego stał dramatyzm i dwutorowa tragedia, wobec której nawet ci najtwardsi nie pozostali obojętni. W najnowszym filmie reżyser nadal balansuje na granicy śmiertelnej powagi i lekkiej komedii. Tym razem na ekranie próbuje przedstawić jeszcze rozleglejszą tragedię.


W punkcie wyjścia "Drużyna A(A)" ucieka od powiązań z ciężkostrawnym dramatem. Wiemy, że bohaterami są pacjenci zamkniętego ośrodka terapeutycznego, ale w ich znaczone chorobą życiorysy zaczynamy zaglądać dopiero, gdy wyruszają w podróż. Aby uratować zakład przed zamknięciem, śmiałkowie postanawiają podjąć się niemożliwego. Jako niepijący alkoholicy mają przewieźć dwie ciężarówki pełne spirytusu i zgarnąć za nie wielkie pieniądze. W trasie akcji pierwotny plan zostaje jednak w tyle, a wyprzedza go paniczna ucieczka. W ślad za swoim towarem rusza bowiem bezwzględna celniczka (Magdalena Cielecka). Przygodę w ruch wprawiają kolejne niespodziewane zdarzenia i przystanki na drodze. Reżyser wypycha formułę kina drogi po same brzegi, oddaje głos postaciom i wrzuca ich w scenariusze, w obliczu których początkowy cel podróży staje się drugorzędny. To ze starcia temperamentów film czerpie najwięcej.

Zaczyna się tak. Seksoholiczka Karolina (Maria Sobocińska) i hazardzista Leszek (Michał Żurawski) werbują do drużyny dwoje odludków, Wiolę (Danuta Stenka) i Dominika (Mikołaj Kubacki). Zespół nie jest jednak kompletny, bo brakuje mu bufora bezpieczeństwa. Zwykle nad każdym z nich pieczę sprawuje terapeuta Wojtek (Łukasz Simlat). Pacjenci zabierają go więc ze sobą, bez zbędnych środków perswazji. I tak ucieczka z ośrodka zmienia się w terapię pod chmurką. To właśnie wejście między ludzi, konfrontacja z traumami i zakazami będą dla bohaterów prawdziwym testem dla mechanizmów obronnych, których tak kurczowo się trzymają. 


Bohaterowie, zbliżeni przez jednakową chorobę i cel, muszą zrzucić maski i odkryć przed sobą kolejne podobieństwa. Intryga zatrzymuje się, aby każdy mógł opowiedzieć swoją historię, odsłonić niezwykle delikatne podbrzusze i pokazać widzowi namacalny horror, którym jest życie w chorobie. Film rezygnuje z ciągłości akcji na rzecz tych najmroczniejszych momentów, w których empatia widza zostaje skonfrontowany z tym, czego dowiadujemy się o bohaterach. Jaroszek utrzymuje dystans, nie oddaje tonu całości w objęcia stężonej tragedii. Dzięki fragmentom animowanym, przynajmniej wizualnie, odchodzi od dosłowności świadectw alkoholików. Nawet jeśli powtarza doskonale znaną przestrogę o niszczycielskim działaniu uzależnień, przebiera morał w obrazową nowość. Niestety powtarza ten sam typ traumatycznego segmentu aż czterokrotnie, podczas gdy tuż za rogiem powinno czekać rozwiązanie historii. Ciekawość widza zostaje zaspokojona, ale kosztem rozwlekanej fabuły.

Wśród feerii kolorów i inscenizacyjnego pietyzmu gubią się inne istotne elementy. Na tle rozbudowanych wątków bohaterów, które zaburzają równowagę i tempo całości, wątek kryminalny musi zdać się na fabularne skróty. Reżyser korzysta ze złożonych alegorii, ale zawodzi, gdy każdemu z elementów trzeba poświęcić więcej czasu. Tym samym miesza porządki i wydłuża seans. Cierpi na tym humor, zdegradowany do roli ciężkostrawnego uzupełnienia. 


Jaroszek, który rozpoczynał jako twórca teledysków, utrzymuje uwagę ciekawym pomysłem na styl wizualny "Drużyny A(A)". Najlepiej działa on w obrębie mikroopowieści, anegdotek, z których składa się cały film. Gdy potrzeba jednorodnego rozwinięcia, powtórzenia tracą ekscytujący zachwyt i wyglądają jak przymus. Nawet całkowicie przerysowana, psychopatyczna antagonistka nie jest tak wyrazista jak reszta obsady. Pojawia się jedynie, by zasygnalizować, że czas ucieka, podczas gdy fabuła nie opowiedziała jeszcze o wszystkich bohaterach. Cień niezwykle poważnego tematu widać w trakcie intrygującego początku i na końcu, gdy intryga przestaje być już ważna. Mrugnięcia okiem nie wystarczają jednak, aby odciążyć przygnębiające wnioski.

Nawet niespełnioną całość trzeba jednak pochwalić za ujęcie tematu. Zamiast straszyć brutalnym realizmem, "Drużyna A(A)" obiera odświeżający kurs. Zwłaszcza gdy wydźwięk historii jest znany każdemu oglądającemu; emocjonalne schematy muszą plątać się pod nogami. Tak poważny temat zasługuje jednak, aby opowiadać o nim nieco inaczej. Gdy społeczeństwo nie ma jeszcze narzędzi do otwartej rozmowy o problemie, zmiana perspektywy jest potrzebna. A przecież, tak czy inaczej, dyskusja będzie trudna, a w cysternie nie wystarczy miejsca na wszystkie wylane łzy.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?