Recenzja filmu

Dureń (2014)
Yuriy Bykov
Artyom Bystrov
Natalya Surkova

Klatka dla szczurów

Tak jak w "Lewiatanie" Zwiagincewa, tak i w przypadku filmu Bykova, bohater jest personifikacją odwiecznie działających w Rosji mechanizmów społeczno-gospodarczo-politycznych. Jednostka jest
Po wielkim sukcesie filmu "Lewiatan" Andrieja Zwiagincewa polska publiczność miała szansę obejrzeć mocne w wydźwięku i targające emocjami kino rosyjskie spod znaku sztuki społecznie zaangażowanej. Widzom historia się bardzo spodobała, choć większość nie mogła dać wiary, z jak dużym ciężarem dramaturgicznym przyszło im się zmierzyć. Metafora historii Hioba została bowiem osadzona w realiach współczesnej rosyjskiej prowincji. Zepsuta biurokracja, wszędobylska korupcja, moralne upodlenie i idące pod rękę z władzą prawosławie było dla bohatera ciosem zbyt mocnym, aby można było uwierzyć, że jako jednostka jest w stanie poradzić sobie ze zgniłym systemem. Jeszcze mocniejsze w wydźwięku jest już tylko kino Alekseya Bałabanova, m. in. „Ładunek 200”, choć w przeciwieństwie do Zwiagincewa kładł on większy nacisk na wywieranie negatywnych emocji za pomocą gramatyki języka filmowego, aniżeli za pomocą scenariusza. „DureńYuriya Bykova jest kolejny przykładem rosyjskiego kina, powielającym i potwierdzającym społeczne wyobrażenia o życiu za wschodnią granicą. Równie dosadnie, co Zwiagincew czy Bałabanov, obrazuje realia życia codziennego, choć bardziej stara się wskrzesić w widzach promyk nadziei, że byle hydraulik może mieć zbawienny wpływ na życie setek ludzi.



Otwierająca film scena domowej bijatyki, podczas której znerwicowany mężczyzna tłucze swoją żonę i córkę, oskarżając je o schowanie przed nim zaskórniaków, jest niczym uderzający nas w brzuch kopniak. Przez dalszą część filmu będziemy się tylko coraz bardziej zwijać w agonii, a jedynym remedium na oglądaną katorgę będzie postać głównego bohatera, Dimy Nikitina – pracującego na rzecz władz lokalnych hydraulika – wezwanego do awarii rury w przyulicznym, dziewięciopiętrowym bloku. Po przyjeździe na miejsce awarii na jego twarzy maluje się obraz totalnej paniki, zwiastującej tragedię, której skali nie jesteśmy jeszcze w stanie ocenić. Koledzy fachowcy, zgodnie z panującą wśród pracowników hierarchią, postanawiają zostawić awarię w rękach przełożonych, ale Dima na własną rękę chce określić stopień zniszczenia. Dwa sięgające ostatniego piętra pęknięcia w ścianach nośnych bloku oraz kruszące się fundamenty stają się początkiem tragicznej w skutkach walki Dimy o życie ponad ośmiuset osób. Tak nadszarpnięty blok zaczyna przypominać tykającą bombę, której zegara, jak twierdzi bohater, zatrzymać już się nie da. Pozostaje jedynie zrobić wszystko, by uratować niczego nieświadomych lokatorów.

Rewelacyjny debiut aktorski Artyoma Bystrova w roli tytułowego durnia – grającego głównie na gestach i mikroemocjach - przywołuje na myśl „Idiotę” Fiodora Dostojewskiego. Młody żonaty ojciec Dima jest bohaterem romantycznym, na miarę klasycznych postaci świata lektur szkolnych. Idealistycznie nastawiony do życia, zamiast siedzieć cicho i czekać na wykalkulowaną tragedię, jeszcze tej samej nocy po wizycie w uszkodzonym bloku postanawia pociągnąć za wszelkie możliwe sznurki, aby jak najszybciej przesiedlić zagrożonych ludzi. Kierując się zwyczajną ludzką przyzwoitością i potrzebą bezinteresownej pomocy, informuje o tragedii panią burmistrz Ninę Galaganovą, by ekspresowo uruchomić wszelkie komórki administracji miasta i zainteresować lokalne władze skalą problemu. „Dureń” nie jest jednak słodko-gorzkim kinem, w którym następują typowe dla kina amerykańskiego zwroty akcji. Inicjatywa praworządnego Dimy staje się kulą śniegową kolejnych decyzji władzy. Raz popchnięte kostki domina mogą się zakończyć jedynie upadkiem wszystkich elementów, a w miarę upływu filmu fragmenty te zaczynają układać się w posępny i przerażający obraz bezdusznej i cynicznej machiny, którą zwykły proletariusz mógł poruszyć, ale nie jest już w stanie zatrzymać. Natalya Surkova, równie świetnie odgrywająca rolę pani burmistrz, która stoi na czele skorumpowanej władzy – przesiąkniętej łapówkarstwem, układami i finansowymi malwersacjami publicznych pieniędzy – ma dużo większe pole do popisu, jako osoby wewnętrznie sprzecznej i bardziej niż Dima podatnej na przemianę wewnętrzną. Chcielibyśmy jej kibicować i wierzyć, że kobieca natura oraz opiekuńczy instynkt władczyni miasta jest w stanie uleczyć przesiąknięte moralnym rakiem i oddające się alkoholowym libacjom społeczeństwo. Niestety, reżyser nie pozostawia złudzeń. Pozwala widzom wzbudzić jedynie współczucie i żal, które towarzyszyć im będzie przez cały okres trwania filmu.


Skrojona na miarę kina moralnego niepokoju historia "Durnia" jest kolejną, świetnie nakręconą metaforą walki nieskalanej cynizmem jednostki z nienaruszalnym aparatem władzy. Tak jak w "Lewiatanie" Zwiagincewa, tak i w przypadku filmu Bykova, bohater jest personifikacją odwiecznie działających w Rosji mechanizmów społeczno-gospodarczo-politycznych. Jednostka jest popychana do konformizmu i zmuszana do poddańczości wobec wszechobecnie panujących zasad – czy to spisanych, czy tylko umownych. Wybijanie się z szeregu postrzegane jest jako choroba, idiotyzm i nie poparty żadną logiką determinizm, który i tak spali na panewce. Możemy odnieść wrażenie, że swoją postawę Dima przejął po równie chwalebnym ojcu, z którym codziennie stara się przeciwstawić społecznej degrengoladzie, przepędzając z osiedla chuliganów i naprawiając nieustannie niszczoną przez nich ławkę. Wychowywanie w duchu pracy u podstaw mogło wskrzesić w bohaterze poczucie, że jeśli chce się naprawiać świat, to trzeba zaczynać od rzeczy małych. Los chciał, że Dima rzucił się do ratowania świata, którego zasad działania nie znał. Rodzice winią za to siebie: że nie przystosowali go do realiów codziennej udręki. Wszyscy na potęgę kombinują, próbują związać koniec z końcem i mieć co do garnka wrzucić, dlatego kradną, oszukują, topią smutki w butelce wódki i uciekają w narkotyczne delirium.



Durnowatość zachowania Dimitriego polega na bardzo chwalebnej, acz zupełnie odrealnionej chęci pomocy, niesionej zresztą ludziom, na których wszyscy inni postawili już krzyżyk. Środowisko rozpadającego się bloku to szubrawcy, niewdzięczni alkoholicy, znarkotyzowani nieletni i tchórzliwe kobiety, żyjące w strachu przez kolejnym ciosem męża i ojca. Jeśli uznać głównego bohatera za niosącego zbawienie rycerza, to resztę należałoby określić jako zgniłą burżuazję i niewdzięczny plebs. Czym zatem będą jego poczynania, jeśli nie archaicznym humanizmem, który w świadomości ludzi już dawno wyginął? W takim świecie przetrwają tylko najsilniejsi, czyli największe sukinsyny bez skrupułów. Nie ma miejsca na sentymenty, liczy się tylko chęć przetrwania i towarzyszący temu egoizm. Dlatego po seansie "Durnia" można odnieść depresyjne wrażenie, że za wschodnią granicą wzniosłe wartości zostały już dawno wyparte instynktem samozachowawczym. Warto jednak pamiętać, że choć przerażająco realny, jest to tylko film, którego zakończenie z pewnością was zaskoczy.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Dureń" Yuriya Bykova dowodzi wybitnego talentu artysty. Już trzecia samodzielna produkcja urodzonego w... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones