Recenzja filmu

Genesis 2.0 (2018)
Christian Frei
Maxim Arbugaev

Siódmego dnia odpoczął

W "Genesis 2.0." mamut jest symbolem późnego kapitalizmu, w którym wszystko splata się ze wszystkim, a sytuacja na Syberii wpływa na stan badań w Kalifornii. Frei do spółki z Arbugaevem pokazują
Ziemia pod stopami zamarzła na kamień. Czasami kilof po prostu nie wystarcza, trzeba chwytać za młot pneumatyczny, a jeśli w dole będzie dużo kości – jeszcze złożyć ofiarę, przebłagać demona. Dla Jakutów znalezienie szczątków mamuta to zły omen, zwiastuje nieszczęście i śmierć. Ale myśliwi doskonale wiedzą, że na tym interesie mogą dobrze zarobić – dlatego co roku wyruszają na niebezpieczne wyprawy, przemierzając Arktykę w poszukiwaniu mamucich kłów. Jednocześnie tysiące kilometrów od wysp Nowej Syberii naukowcy uprawiają innego rodzaju biznes. Chcą wskrzeszać pradawne zwierzęta i projektować nowe – np. geep'a, hybrydę kozy i owcy. Niektórzy mówią zupełnie otwarcie – naszym celem jest boskość. Poznanie i spisanie cyfrowym atramentem genomów wszystkich żywych istot. Nowa Księga rodzaju.

"Genesis 2.0." konstrukcją przypomina podwójną helisę – bezboleśnie splata dwa wątki, dwa porządki geograficzne i kulturowe. Śledztwo w sprawie nowej nauki – biologii syntetycznej – prowadzi para dokumentalistów oddzielona – zdawałoby się – bezkresem przestrzeni i doświadczeń. Szwajcarski reżyser Christian Frei zagląda do sal konferencyjnych i sterylnych laboratoriów, gdzie sekwencjonowanie DNA i klonowanie wymienia się jednym tchem jako szansę na postęp (wyeliminowanie chorób genetycznych, ratowanie zagrożonych gatunków) oraz dobry zarobek (komercyjne wskrzeszanie ukochanych zwierząt domowych). Co roku tysiące studentów konkuruje na Genetically Engineered Machine Competition w Bostonie, a w kuluarach próbuje przekonać starszyznę naukową i świat wielkich pieniędzy do zainwestowania w ich pomysły. W chińskim Narodowym Banku Genów – gigantycznym kompleksie militarno-przemysłowym – setka nowoczesnych sekwencerów przepisuje kod genetyczny na kod cyfrowy. Seulskie białe fartuchy witają sklonowane pieski i kotki okrzykiem: Jesteście z nami na tej pięknej Ziemi!. Ot, kolejny dzień w świecie progresywnych idei naukowych. Cegiełka w historii postępu.

Równolegle Maxim Arbugaev towarzyszy jakuckim łowcom w poszukiwaniu kłów mamutów – im lepiej zachowane, tym większe pieniądze zaoferują chińscy kupcy. Na Dalekim Wschodzie rzemieślnicy wykonają z nich misternie zdobione sprzęty domowe i rzeźby. Historia syberyjskiej ekspedycji jest w zasadzie kontrapunktem dla świata supernowoczesnych technologii – myśliwi posługują się prostym sprzętem, wykonują fizyczną pracę w ekstremalnych warunkach. Surowe krajobrazy arktycznej tundry w połączeniu z muzyką duetu Richter/Artemiev i odczytywaną z offu jakucką poezją wydobywają z filmowej narracji niespodziewane sensy – wskazują na naszą przedhistoryczną przeszłość, trudne początki, rosnący gatunkowy egoizm i poczucie wszechmocy. A wspólnym mianownikiem tych odmiennych obrazów i narracji staje się mamut – obiekt pragnienia zarówno walczących o finansową niezależność myśliwych, jak i bogatych centrów naukowych. W ekspedycji Arbugaeva swoje życie ryzykuje doświadczony łowca kości Piotr Grigorjew. W tym samym czasie jego brat Siemion – dyrektor muzeum w Jakucku – podróżuje kolejnymi samolotami, obwożąc po laboratoriach najlepiej na świecie zachowane szczątki mamuta. Szuka naukowców, którzy mu je przywrócą do życia, sklonują dawno wymarłe zwierzę, oszukają czas i historię. Po co? Żeby pokazywać prehistorycznego ssaka w muzeum. A tak naprawdę – żeby zadośćuczynić woli mocy samego Siemiona.

"Genesis 2.0." mamut jest symbolem późnego kapitalizmu, w którym wszystko splata się ze wszystkim, a sytuacja na Syberii wpływa na stan badań w Kalifornii. Frei do spółki z Arbugaevem pokazują tę ciasną nowoczesność w cudownie Herzogowskim stylu, mieszając patos z groteskowym humorem, zadziwienie pięknem i złożonością świata z pytaniem: "Dokąd my właściwie zmierzamy?". Mnożą paradoksy i dylematy etyczne, z których ten najważniejszy – czy wolno nam modyfikować własne DNA? – pada najczęstszą ofiarą pseudonaukowej demagogii. I samo "Genesis... czasami nie potrafi się obronić przed stronniczością, forsując tezy nadmiernie alarmistyczne i krytyczne. W ostatecznym rozrachunku zwycięża jednak motywacja poznawcza – trzeźwa refleksja nad dziwacznym gatunkiem dwunogów, które – chociaż ciągle się potykają – próbują wleźć na szczyt niebieskiej drabiny. A tam, gdzie liczą się ciągły pęd i przekraczanie własnych możliwości, granice, przestrzenie i style życie rzeczywiście stają się bezprecedensowo płynne. Pytanie – a w filmie zadaje je surowy jakucki myśliwy – jak długo w ten sposób pociągniemy. I ile jeszcze pociągnie z nami świat.
1 10
Moja ocena:
8
Publicysta, eseista, krytyk filmowy. Stały współpracownik Filmwebu, o kinie, sztuce i społeczeństwie pisze dla "Dwutygodnika", "Czasu Kultury", "Krytyki Politycznej", "Szumu" i innych. Z wykształcenia... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones