Recenzja wyd. DVD filmu

Gli Sterminatori dell'anno 3000 (1983)
Giuliano Carnimeo
Venantino Venantini
Fernando Bilbao

Madmaxploitation

Jeśli wierzyć tytułowi, to o swój samochód możecie być spokojni. Kosztowne wizyty u mechanika? Pfff. Kasa wywalona w błoto. Za tysiąc lat wasze cztery kółka będą równie sprawne co dzisiaj,
Włosi swego czasu zalewali rynek uroczymi filmami klasy "poniżej B", bezlitośnie eksploatując każdą wytworzoną po co większym hollywoodzkim hicie niszę. Kino spod znaku miecza i sandała, spaghetti westerny, macaroni combat - to kultowe już podgatunki filmowe, które zawdzięczamy potomkom starożytnych Rzymian. W latach 80., po sukcesie "Mad Max 2" radośnie rzucono się do podrabiania rzeczonego filmu, skupiając się na najbardziej charakterystycznych jego elementach: pustyni i rozklekotanych samochodach. "Exterminators Of The Year 3000" to właśnie jeden z efektów fascynacji twórców i publiki dziełem Millera.

Sprzyjającym warunkiem do tworzenia tego typu filmów jest fakt, że za kręcenie w wyjałowionych plenerach nie trzeba nikomu płacić, świat po apokalipsie nie jest zazwyczaj zbyt bogaty w cuda architektoniczne, a zakupione do produkcji fury nie muszą lśnić chromem. Wystarczy wywieźć aktorów na pobliskie pole, od kumpla prowadzącego skup złomu wygrzebać kilka jeszcze w miarę sprawnych gruchotów, po czym pozwolić pościgać się pod pretekstem szukania wody, benzyny bądź nietrujących pomidorów. Szanse na Oscara są co prawda w tym przypadku znikome, ale też i nikt, kto wkłada do magnetowidu kasetę z naklejką "Eksterminatorzy z Roku Trzytysięcznego", nie spodziewa się raczej kubrickowskich doznań.

Cóż więc mamy w tej konkretnej klusce? Ano, tym razem naszym bohaterem w skórzanej kurtałce jest niejaki Alien, samotny drifter o nadzwyczaj zadbanej jak na otaczające go warunki aparycji, przemierzający zapiaszczony świat swoim w gruncie rzeczy mało imponującym Eksterminatorem. Poznajemy go w pechowej sytuacji, kiedy to pustynne punki podprowadzają mu furę. Chwilę potem przedstawieni zostają nam mieszkańcy małej oazy, którzy wysyłają w pustkowie cysternę z obstawą celem uzupełnienia zapasów wody. Konwój szybko zostaje jednak zaatakowany przez znajomych już punków i przy życiu zostaje tylko Tommy - dzieciak, który po ucieczce napastnikom napotyka Aliena i namawia go, aby pomógł mu odzyskać cysternę, w zamian za wskazanie źródła cennego H2O. Bohaterowie ruszają przez jałowy krajobraz, po drodze zgarniając także niejaką Trash, byłą kobitę Aliena i wkurzając przywódcę punków - co kończy się oczywiście tym, co lubimy w tych filmach najbardziej: zbieraniną roztelepanych wehikułów goniących za wielką ciężarówą.

Brzmi to wszystko dość rozrywkowo, niestety - realizacja stoi na spodziewanym, nie najwyższych lotów poziomie. Postapokaliptyczne wozy nie są zbyt wymyślne, do designu z Mad Maxa czy nawet jego podróbek nie mają startu. Pościgi nie są zbyt emocjonujące i jak na ironię nie ma ich zbyt wiele - może 15 minut w całym filmie pokazuje umiejętności kaskaderskie i determinację w gięciu blachy; kolejny kwadrans można na siłę podpiąć pod niezbyt emocjonującą akcję - reszta to niestety tułanie się aktorów po pobliskim punkcie handlu żwirem, który ratuje tylko przekomicznie niezsynchronizowany angielski dubbing. Pojedynek z bossem to istna parodia, jest bowiem kalką słynnej sceny z Indiany Jonesa: zły punk biegnie z kawałkiem drutu w łapie w kierunku Aliena, który wyciąga z kieszeni pistolet i kończy "starcie" w ułamku sekundy. Cóż za rozczarowanie. Całokształtu nie ratuje muzyka godna Kung Fury, która we wspomnianym dziele jest kiczowata i anachroniczna nieprzypadkowo.

Po seansie zostaje w głowie właściwie jedna tylko scena, którą z premedytacją poniżej zaspoileruję. W którymś mianowicie momencie dzieciak zostaje porwany przez punki, które próbują wydobyć z niego wskazówki dotarcia do wody. Przywiązują więc jego ramiona do dwóch motocykli, po czym na pełnym gazie ruszają w przeciwnych kierunkach, dzięki czemu O KURDE WYRYWAJĄ DZIECIAKOWI RĘKĘ!!! Ciężki szok, jaki przez chwilę odczuwałem, niestety nie trwał długo, gdyż już po chwili okazało się, że szczeniak przez cały czas miał sztuczną łapę - ale pierwotne wrażenie było iście piorunujące!

Podsumowując: warto czy nie warto? Myślę, że odpowiedź jest prosta i wiadoma od momentu przeczytania nagłówka tego tekstu. Jeśli podoba ci się "Mad Max", dynamiczne pościgi, wykręcone kostiumy przetrwańców apokalipsy, poskręcane z kawałków rynny samochody... to spokojnie możesz sobie odpuścić; gdzieś tam pośród starych VHS-ów zagrzebane leżą dużo lepsze podróby filmów Millera - i ja je jeszcze dla was wynajdę... Jeśli jednak na samo hasło "madmax" robi ci się mokro w majtach to i tak nie przepuścisz niczego, w czym punki na motorach jadą po piachu za zdezelowanym wozem. A scena z wyrywaniem łapy może ci twoje poświęcenie wynagrodzić.
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones