Recenzja filmu

Iluzja (2022)
Marta Minorowicz
Agata Buzek
Marcin Czarnik

Kiedyś Cię znajdę

Historia, którą poznajemy w "Iluzji", miała naprawdę spory potencjał. W punkcie wyjścia reżyserka rozsiewa tropy charakterystyczne dla kryminału, dramatu psychologicznego czy filmów z gatunku
Kiedyś Cię znajdę
źródło: Materiały prasowe
Czy byliście zimą nad polskim morzem? Jeśli nie, to seans "Iluzji" raczej Was do tego nie zachęci. W filmie Marty Minorowicz zasypana śniegiem, szarobura Gdynia staje się na poły rzeczywistą, na poły odrealnioną scenerią wydarzeń, w których uczestniczy Hanna (Agata Buzek), nauczycielka z lokalnej podstawówki. Już pierwsza sekwencja zdradza, że pozornie opanowana i pewna siebie kobieta zmaga się z kryzysem wewnętrznym. Podczas lekcji, bohaterka cierpliwie tłumaczy uczniom ciekawostkę ze świata biologii, by nagle wyjść z klasy w nerwowym pośpiechu. Hanna dostrzega bowiem za oknem młodą dziewczynę, która przypomina jej zaginioną córkę Karolinę. Niespodziewane zniknięcie nastolatki przed paroma miesiącami wywołało wstrząs w życiu nauczycielki i jej męża Piotra (Marcin Czarnik), ale matka nie straciła nadziei na odnalezienie jedynego dziecka. Wobec bezradności policji i nieuleczalnego poczucia straty Hanna postanawia na własną rękę odszukać Karolinę, klucząc po zimowym, opustoszałym mieście.



Historia, którą poznajemy w "Iluzji", miała naprawdę spory potencjał. W punkcie wyjścia reżyserka rozsiewa tropy charakterystyczne dla kryminału, dramatu psychologicznego czy filmów z gatunku mystery, obiecując fascynującą mieszankę tych konwencji. Szybko jednak okazuje się, że szkicowy, pozbawiony oryginalnych pomysłów scenariusz nie jest w stanie rozwinąć właściwie żadnej z wymienionych propozycji. Do zbudowania odpowiednio gęstej, przytłaczającej atmosfery nie wystarczą wszak skąpane w zimnych barwach, wypłowiałe zdjęcia Pawła Chorzępy, manipulacje dźwiękiem, utrzymana w minorowej tonacji muzyka czy metamorfoza nadmorskiej miejscowości w rozwidlający się nieustannie labirynt. "Iluzji" brakuje w pierwszej kolejności dobrze zaplecionej, rozbudzającej zainteresowanie widza intrygi, która u Minorowicz kończy się na informacji o zaginięciu Karoliny w tajemniczych okolicznościach. O samej nastolatce dowiadujemy się zadziwiająco niewiele, w związku z tym jej los nie może nas nadmiernie przejąć. Zupełnie nieprzekonująco zostaje również zarysowany proces poszukiwań Hanny błądzącej po znajomym mieście jak po zamglonym lesie i trafiającej tam na coraz dziwniejsze postaci. Kuriozalnie wypada zwłaszcza krótkie spotkanie bohaterki z bezdomnym, sypiającym w piwnicy jednego z bloków, które przypuszczalnie ma sprowokować w nas lęk i namysł nad sensownością działań kobiety, lecz wzbudza tylko zażenowanie i konfuzję. Scena wydaje się kompletnie nie pasować do całej, dotychczasowej układanki i nie dość, że trąci scenopisarską sztucznością, to jeszcze każe wątpić w spójność artystycznej wizji reżyserki.



Takich elementów znajdziemy w filmie znacznie więcej. Wystarczy dokładnie przyjrzeć się fragmentom, w których Hanna korzysta z pomocy lokalnej policji. Funkcjonariusze zachowują się jak kompletni amatorzy nie potrafiący upilnować groźnego przestępcy podczas wizji lokalnej, ich przełożona Janina  (Małgorzata Hajewska-Krzysztofik) wymyśla tanią prowokację z udziałem jasnowidza, a poważne w założeniu śledztwo przypomina źle odegrany teatrzyk. "Iluzja" nie jest jednak przede wszystkim kryminałem - powiecie. Pełna zgoda, lecz stanowiący sedno narracji dramat psychologiczny napędzają coraz bardziej desperackie i irracjonalne poszukiwania Hanny, która święcie wierzy w możliwość znalezienia córki. Wędrówka po ciemnych zakamarkach Gdyni, z jej roztańczonymi klubami, ciasnymi mieszkankami, przestronnym portem i skutym lodem wybrzeżem, nie prowadzi niestety donikąd. Na kolejnych etapach tej drogi nie zaglądamy głębiej w psychikę zrozpaczonej i wydrążonej emocjonalnie matki, nie rozumiemy lepiej otoczenia Karoliny ani nie odkrywamy nawet okruchów prawdy o jej niewytłumaczalnym rozpłynięciu się.

Oczywiście, że "Iluzję" można odczytywać jako metaforę niepogodzenia się rodzica z utratą ukochanego dziecka, ilustrację długotrwałego i bolesnego okresu przepracowywania traumy po czyimś odejściu lub opowieść o cienkiej granicy oddzielającej brutalną, nieakceptowalną rzeczywistość od podtrzymujących nadzieję wyobrażeń i domysłów. Liczne warianty interpretacyjne nie mogą jednak w pełni dojrzeć i rozkwitnąć na jałowym dramaturgicznie podłożu, które tworzą pozbawione życia i inscenizacyjnego zmysłu ujęcia bohaterów zanurzonych we własnej melancholii. Tęsknota i pustka wkraczające do świata Hanny i jej męża to, paradoksalnie, bardzo fotogeniczne stany, które kino umie i lubi wiarygodnie odzwierciedlać. Do pewnego momentu "Iluzja" także nieźle sobie z tym radzi, ale trudno opierać cały, pełnometrażowy film na wydłużonej kontemplacji zasępionych, umęczonych twarzy bohaterów i ich przeciążonych bólem ciał. Szczególnie razi tu przeciągnięta i nazbyt dobitna scena pobytu nauczycielki w pokoju hotelowym, którą celowo sfilmowano w niemal całkowitej ciemności. Sami przyznacie, że osuwanie się Hanny w egzystencjalną otchłań można by zobrazować mniej pretensjonalnie.



Najbardziej szkoda w tym wszystkim znakomitych aktorów, którzy dwoją się i troją, by ożywić papierowe postacie i wykrzesać z kiepskiego materiału coś nieprzeciętnego. Agata Buzek przyzwyczaiła w ostatnim czasie, że nie schodzi poniżej pewnego poziomu, ale w "Iluzji" wyraźnie się męczy, usilnie nadrabiając scenariuszowe braki swoją wszechstronną ekspresją. Wprawdzie w jej interpretacji Hanna ma w sobie coś intrygującego i nieprzeniknionego, lecz reżyserce nie udaje się wskrzesić w nas szczerej empatii i prawdziwego zainteresowania wewnętrznymi rozterkami nauczycielki. W jeszcze gorszej sytuacji znalazł się Marcin Czarnik, bodaj najbardziej niewykorzystany aktor polskiego kina, który zamiast wcielać się w tak pełnokrwistych bohaterów jak Sandor ze "Schyłku dnia", znów gra małą, niedopisaną rolę. Jako Piotr, dystansujący się emocjonalnie od Hanny, stoi na drugim planie i zaskakująco szybko znika z ekranu. Jego bohater to bardziej figura niż obdarzony złożoną osobowością mężczyzna, na czym traci fabularny konflikt małżonków rozdzielanych powoli doświadczeniem traumy. Z chęcią zobaczyłbym film, w którym Buzek i Czarnik, od lat potwierdzający wielką klasę na deskach teatrów, dostają szansę na efektowny aktorski pojedynek. "Iluzja" nawet nie próbuje stworzyć im podobnej okazji. Po cenionym powszechnie "Zud" Minorowicz robi więc nieoczekiwany krok wstecz i powiela błąd innych rodzimych twórców naśladujących wzorce kina festiwalowego. Zapomina, iż wymagająca, artystyczna forma nie obroni się sama - musi skrywać wielowymiarowe portrety bohaterów, mnogość sensów i narracyjną dynamikę.
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones